25 grudnia 2014

Rozdział 9

- Tak wygląda słodka zemsta - wyszeptał i uśmiechnął się łobuzersko. Wiedziałam, że skończy się to wszystko źle. Moje dłonie zaczęły się pocić, oddech przyspieszył. Wbił swoje ostre kły w moją szyję, ale nie na długo, jednak to wystarczyło żebym poczuła przeszywający ból. Przed oczami widziałam czarne plamy, każdy dźwięk stał się głuchy. Usłyszałam tylko: "Lucy, uciekaj!" i nagle zniknęło wszystko. Czarność ogarnęła świat. 

- Jacob, uważaj.
- Co z nią jest nie tak? 
- Jest mała, bezbronna. 
- Nie rozumiem, przecież jest taka jak my. 
- Mylisz się, Jacob. Ona jest człowiekiem. 
- CZŁOWIEKIEM?! JAK TO?!
- Nie słyszysz bicia jej serca? Nie słyszysz jak jej krew rozbija się o ścianki tętnic i żył? Jak spokojnie oddycha? 
- No tak. Co teraz?
- Nie możemy jej przy sobie trzymać. Nie będzie z nami bezpieczna. 
- Co chcesz zrobić? 
- Rozmawiałam z ojcem. Znaleźliśmy rodzinę o takim samym nazwisku. 
- Tak po prostu ją oddacie?
- Nie mamy wyjścia. Robimy to dla niej. 

- Lucy, błagam. Bądź silna. Dasz radę. Proszę - usłyszałam nerwowy głos brata.
Otworzyłam oczy. Zobaczyłam go. Uśmiechnęłam się. Nagle ból zaczął rozdzierać moje ciało. Krzyczałam. Płakałam. Nie wiedziałam co się dzieje, co mam robić. Nie mogłam się ruszać. Pojawiło się nade mną kilku lekarzy. Poczułam na prawdę delikatne ukłucie. 
- Podaliśmy lek przeciwbólowy. 
Usłyszałam to, a jednak ból nie ustępował, wręcz przeciwnie, ciągle się nasilał. Zacisnęłam powieki. Krzyczałam dalej, ale coraz głośniej. Znów poczułam delikatne ukłucie. Tym razem osłabiło mnie to. Nie mogłam krzyczeć, nie potrafiłam. Z oczu leciały mi tylko łzy. 
- Dziękuję - powiedział Jacob i pochylił się nade mną. Położył dłoń na moim policzku. Spojrzałam na niego, ciągle płacząc. Jego skóra była okropnie blada. Jego klatka piersiowa nie ruszała się. Przerażało mnie to. Chciałam go spytać co się dzieje, ale nie mogłam. Uchyliłam tylko usta, a żaden dźwięk się nie wydobył. Do tego ból nadal nie ustępował. Zdobyłam odrobinę sił i złapałam się dłoniom za szyję. Była ona strasznie twarda. Z oczu Jacob'a wypłynęło kilka łez. Chwycił mnie za rękę. 
- Będzie dobrze. Zobaczysz - wyszeptał. 
Wyraźnie się o mnie martwił. Można powiedzieć, że nawet się bał i to bardzo. Po chwili pojawiły się przy nim dwie osoby. Kobieta i mężczyzna. Nie widziałam ich przedtem nigdy w życiu, ale mimo to wydawało mi się, że ich znam. Czułam jakbym spędziła z nimi mnóstwo czasu. A ta kobieta... To ją widziałam w śnie. To ona mówiła, że nie mogą jej przy sobie trzymać. Tylko kogo? Do tego imię Jacob. Albo miałam na prawdę dziwny sen, albo podczas mojej "nieobecności" przypomniał mi się moment z dzieciństwa. Trudno było mi to zrozumieć. Obydwoje patrzyli na mnie z taką troską. Wyglądali lepiej niż Jacob, ale też bardzo się bali. 
Kobieta uśmiechnęła się. Pogładziła dłonią mój policzek. Poczułam bardzo przyjemny zapach. Co dziwne, już go kiedyś czułam. 
- Uratujemy Cię, obiecuję - szepnęła i pocałowała mnie w czoło. Położyła dłoń na moim sercu. Ból osłabł. Zamknęłam oczy i zasnęłam. 
_________________________________________________
Znów długa nieobecność na blogu. Ten rozdział napisałam chyba dla siebie. Nikt już tego nie czyta. To pewnie dlatego, że tak to wszystko zaniedbałam. Napisałam dziś na szybko rozdział. Mam nadzieję, że wrócicie do czytania go i komentowania, bo tylko dlatego kiedykolwiek coś pisałam. Jeżeli czytają to tylko dwie osoby, to chyba nie ma sensu tego dalej ciągnąć i nie będę już pisać. Tak mi się wydaje. Potrzebuję prawdziwej motywacji, a motywacją są ludzie, którzy czytają mojego bloga z przyjemnością. Dla takich ludzi właśnie się pisze, ale jeżeli nie ma nikogo takiego to nie ma sensu prowadzić tego bloga. Poczekam chwilę, jeżeli będą zmiany to zostanę, jeżeli nie, to przykro mi. 

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE

22 sierpnia 2014

Rozdział 8

Czułam miłe ciepło na moim ciele, a do moich oczu próbowało się wedrzeć światło. Otworzyłam pomału powieki i zobaczyłam mój pokój. Zdziwiło mnie to, że nagle znalazłam się u siebie, a niedawno byłam jeszcze u mojego brata. Byłam zaskoczona całą tą sytuacją. Próbowałam sobie przypomnieć, co tak naprawdę wydarzyło się wczoraj. W mojej głowie krążył widok zaopatrzonej w Jacoba Juliet. Widać było, że dziewczyna jest w nim zakochana. Próbowałam sobie przypomnieć, co wydarzyło się potem, jednak na darmo. Niestety obraz był zamazany. Nic nie pamiętałam, jakby ktoś wymazał go z mojej pamięci. Wstałam pomału z łóżka i ruszyłam do kuchni. Zobaczyłam tam moich "rodziców". Zbadałam ich wzrokiem. Nie odezwali się ani słowem, kiedy mnie zauważyli. Wróciłam do pokoju. Wzięłam moją torebkę i poszłam do Rose.
- Cześć, piękna - usłyszałam, kiedy byłam w drodze do mojej przyjaciółki. Odwróciłam się i ujrzałam Mark'a.
- Cześć - mruknęłam pod nosem.
- Coś chyba nie w humorze, prawda?
- Wszystko w porządku.
Uśmiechnęłam się.
- Jasne, jasne - prychnął. - Chodźmy do mnie i wszystko mi opowiesz.
Zawahałam się, ale ostatecznie się zgodziłam. Poszliśmy do jego samochodu. Otworzył drzwi pasażera, wsiadłam i je zamknął. Jechaliśmy dość długo. W pewnej chwili skończyły się domy. Wszędzie było pusto. Jedynie kilka drzew i krzewy. Nagle skręciliśmy. Droga była kamienista.
- Nie przeszkadza ci, że tak długo jedziesz? - spytałam.
- Zazwyczaj w domu jestem w ciągu 10 minut - uśmiechnął się łobuzersko. - Ale z tobą nie będę jechać szybko.
Pocałował mnie w policzek.
- Jak szybko jeździsz?
- O tak...
Przyspieszył. Jechaliśmy ponad 200 km/h.
- Zwolnij. Błagam - szepnęłam z przerażeniem w głosie.
Gwałtownie się zatrzymał. Po lewej znajdował się ogromny dom. Mark wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi. Weszliśmy do środka. Moim oczom ukazało się wnętrze podobne do takiego jak miał Jacob.
- Chodź - złapał mnie za rękę.
Usiedliśmy na kanapie w salonie. Wystrój był bardzo nowoczesny, ale ciemny.
- Opowiadaj - uśmiechnął się.
- Dowiedziałam się niedawno, że całe życie byłam oszukiwana i nigdy nie znałam moich rodziców.
W oczach stanęły mi łzy.
- To straszne - przytulił mnie. - Nie przejmuj się, wszystko się ułoży.
Badał mnie cały czas wzrokiem. Nagle zbliżył się i szepnął:
- Jesteś strasznie pociągająca.
Przygryzł dolną wargę i pocałował mnie namiętnie. Przypomniała mi się sytuacja ze szkoły. Całował mnie tak samo jak wtedy. Włożył swoją rękę pod moją koszulkę, a potem przeniósł ją na plecy. Było to bardzo przyjemne. Nie wiedziałam nawet, kiedy zaczął mi się tak strasznie podobać. Pojawiał się zawsze jak coś mnie przytłaczało. Pocieszał mnie, a w sumie nie znałam go długo.
Odsunął się ode mnie i uśmiechnął zadziornie. Pocałował mnie w czubek nosa i podniósł. Zaniósł mnie gdzieś. Rozejrzałam się. Była to sypialnia. Znów zaczął mnie całować. Chłopak jeździł dłońmi po moim ciele. Nagle przeniósł swoje usta na moją szyję. Zaczął składać na niej delikatne pocałunki. Czułam wielką przyjemność.
- Kochasz mnie? - szepnął.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie powiedziałam nic.
- Chcesz być moja? Na zawsze?
Słowa "na zawsze" przeraziły mnie. Nie odpowiedziałam.
- Wierzysz w wampiry?
Spojrzał mi prosto w oczy.
- Nie - odpowiedziałam.
- To szkoda - mruknął. - Powinnaś zacząć.
Jego dwa przednie zęby zamieniły się w kły. Uśmiechnął się cwaniacko. Byłam przerażona. Próbowałam odsunąć go od siebie, ale był za silny i nie pozwolił mi tego zrobić. W sekundzie przypomniało mi się co widziałam u Juliet. Popatrzyłam na niego.
- Nie rób mi krzywdy, proszę - szepnęłam.
Nie usłyszałam odpowiedzi. Chłopak patrzył na mnie łapczywie. Czułam jak moje serce przyspieszyło, a strach ogarniał moje ciało. Nie wiedziałam co mam robić.
____________________________
Pół roku nie pisałam żadnego rozdziału. Stwierdziłam, że trzeba to w końcu zrobić. Wiem, że krótki, ale ważne, że jest. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Przepraszam za moją nieobecność. Postaram się ją nadrobić w najbliższym czasie.

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE

26 lutego 2014

Rozdział 7

Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam Jacob'a, a po chwili idącą w naszą stronę Rose. Dziewczyna trzymała dłoń przy szyi, a po jej dekolcie spływała mocno czerwona krew. Przestraszyłam się, nie miałam pojęcia co się wydarzyło. Po chwili mój brat wstał i podszedł do mojej przyjaciółki. Popatrzył jej w oczy, coś wyszeptał, ona kiwnęła głową i odeszła. Jacob zwrócił swój wzrok na mnie. Przekrzywił usta i wziął głęboki oddech. 
- Jak się czujesz? 
- Dobrze. Co się wczoraj stało? - spytałam niepewnie. 
- Nic takiego.
Powiedział to spokojnie, jednak w jego głosie wyczułam lekkie zdenerwowanie. Chłopak odwrócił się i patrzył w jeden punkt. 
Dopiero po chwili zauważyłam, że nie jestem ani u siebie, ani u Rose. Pomieszczenie, w którym się znajdowałam było mi całkowicie obce. Rozglądnęłam się dookoła. Zdecydowanie była to sypialnia. Pokój był dość duży i mroczny. Ściany były czarne, miejscami zdobione czerwonymi plamkami. Na środku, przy ścianie stało wielkie, metalowe łóżko, a po bokach znajdowały się czarne stoliczki. Po lewej stronie był ogromny regał na książki. Po prawej stronie stała drewniana komoda. Na suficie wisiał stary, ciemny żyrandol. Najbardziej przykuło moją uwagę to, że nie widziałam tutaj żadnego okna, w pomieszczeniu panował półmrok. Jedyne światło padało od małych lampek nocnych, które stały na stoliczkach. 
Pokój odrobinę mnie przerażał, ale był także tajemniczy. 
Nagle poczułam na mojej nodze dotyk, ciarki mnie przeszły. Zerknęłam na Jacob'a. Patrzył na mnie z troską i zmartwieniem. 
- Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze.
Pogładził moją dłoń, wstał, uśmiechnął się delikatnie i odszedł. 
Wyszłam z łóżka i poszłam za nim. Otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się niemały dom. Cały był urządzony tak jak tamta sypialnia. Pierwsze co rzucało się w oczy, to długie schody prowadzące do salonu. Na ścianach wisiały ogromne obrazy. W wystroju dominowały rzeczy drewniane i ciemne. 
Szukałam wzrokiem mojego brata, jednak nie znalazłam go. Położyłam dłoń na barierce od schodów i zaczęłam pomału schodzić na dół, przyglądając się wszystkiemu, co mnie otaczało. Po chwili znalazłam się w salonie. Byłam zachwycona i przerażona tym, co widziałam. Wystrój zapierał dech w piersiach swoją tajemniczością. 
- Lucy... - usłyszałam za sobą. 
Podskoczyłam ze strachu, a moje serce zaczęło walić jak oszalałe. Odwróciłam się, a za sobą ujrzałam Jacob'a. 
- Chcesz żebym zawału dostała?! - krzyknęłam. - Nie skradaj się tak! 
Chłopak zachichotał i uśmiechnął się. 
- Głodna? 
Kiwnęłam twierdząco głową i poszłam za Jacob'em. Znaleźliśmy się w kuchni, a obok była jadalnia z wielkim stołem. Pierwszy raz zobaczyłam tutaj okna. 
- Chodź - pociągnął mnie za sobą chłopak. Usiedliśmy razem przy stole. 
- Dość ciekawy dom - wypaliłam. 
Chłopak się zaśmiał. 
- Dzięki - popatrzył się na mnie szeroko się uśmiechając. - O! Mamy gości! - krzyknął radośnie spoglądając w stronę wejścia. 
Po chwili w jadalni pojawiła się blondynka i brunet. Dziewczyna przyglądnęła się Jacob'owi i przygryzła dolną wargę. 
- Cześć - powiedziała cała trójka jednocześnie. 
- Lucy - pisnęła blondynka. 
- Juliet - szepnął poważnie Jacob. Dziewczyna uśmiechnęła się szyderczo. - Daj jej spokój. 
- Jasne - odeszła. 
- Jestem Chris - uśmiechnął się do mnie. 
Poszliśmy wszyscy do salonu. Po chwili jednak zrobiłam się śpiąca i poszłam do sypialni. Rozglądnęłam się jeszcze raz po pomieszczeniu. W moje oczy rzucił się pewien pierścionek, który leżał na zeszycie. Ruszyłam w tamtą stronę. Wzięłam pierścionek do ręki. Sekundę później obok mnie pojawił się Jacob. 
- To moje - wyszeptał i zabrał biżuterię z mojej dłoni. 
- Skąd go masz? 
- Zapowiada się kolejne opowiadanie.
Uśmiechnęłam się szeroko. 
- Proszę. 
- Później. Chodź do nas. 
Kiwnęłam twierdząco głową i poszłam razem z nim. 
Wszyscy siedzieliśmy na sofie w salonie. W pewnym momencie Juliet zaczęła flirtować z Jacob'em, czego on wyraźnie nie zauważał. W pewnym momencie dziewczyna go przytuliła i pocałowała w policzek. Rozchyliła delikatnie usta. 
Nie rozumiałam dlaczego on jej się tak podoba i lubi go przytulać i całować. Nic nadzwyczajnego. 
Nadal ją obserwowałam. Oblizała usta. Jedna rzecz przykuła moją uwagę, jej zęby. Postanowiłam im się bardziej przyglądnąć, póki jej usta były rozchylone. 
Uzębienie Juliet zaostrzyło się. Z prostych zwykłych zębów, stały się kłami. Moje serce zaczęło walić jak szalone. Widok wampirzych kłów, jakie miała dziewczyna, na prawdę mnie wystraszył. 
Jacob i Chris spojrzeli na mnie, a potem na blondynkę. 
- Juliet! - wrzasnęli jednocześnie. Dziewczyna była zdezorientowana. 
Właśnie przeżyłam szok. Te wszystkie legendy... one mówiły prawdę. Wampiry i te wszystkie inne stworzenia. Chyba, że to jeden wielki żart i chcą mnie nabrać? 
Spojrzałam na mojego brata. 
- Lucy... To... Ona... 
Nagle straciłam przytomność, znowu. 
______________________________________
Przepraszam, że długo nie było żadnego rozdziału, ale nie bardzo mam czas. Chciałam usunąć bloga z tego powodu, a także dlatego, że pod poprzednim postem tylko dwie osoby dodały komentarze. Mimo wszystko postanowiłam się nie poddawać i napisałam coś z nadzieją, że dodacie więcej komentarzy z Waszymi szczerymi opiniami. Mam wrażenie, że piszę bez sensu, ale to nic. 
Dziękuję osobie, która dodała komentarz pod postem z informacją o zawieszeniu bloga. Treść komentarza: Nie koncz tego. Po co zaczynasz skoro zaraz konczysz? Non sens. Pisz dalej bo masz talent :). 
To na prawdę mnie zmotywowało i doszło do mnie, że do czegoś się zobowiązałam tworząc tego bloga. Więc... 
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE

14 lutego 2014

Rozdział 6


Wolnym krokiem poszłam do moich rodziców. Kiedy ich zobaczyłam moje serce zaczęło przyspieszać. Za niedługo miałam się dowiedzieć o tym, że to nie moja rodzina, a to wszystko to jedno wielkie kłamstwo. Bałam się poznać prawdy, ale stwierdziłam, że zaryzykuję. 
Wzięłam głęboki oddech. 
- Hej, Lucy - uśmiechnęła się do mnie kobieta, której nie mogłam nazwać moją matką. 
- Chciałabym z wami porozmawiać - wyszeptałam, starając się żeby mój głos się nie załamał. 
- O czym, kochanie? 
Wzięłam głęboki oddech.
- Co się dzieje? - spytał mój "ojciec". 
Zacisnęłam mocno powieki. Łzy same cisnęły mi się do oczu. Czułam, że zaraz rzucę się do ucieczki. 
- Czy wy... Jesteście moimi rodzicami? 
Wyszeptałam to najciszej jak mogłam. Na ich twarzach pojawiło się zmieszanie. Przygryzłam dolną wargę i spojrzałam na nich. 
- Dlaczego pytasz? 
- Był u mnie mój brat. 
Nastało milczenie. 
Czekałam niecierpliwie na odpowiedź. Moi "rodzice" zerknęli na siebie. W ich oczach było widać strach. Zacisnęłam dłonie w pięści. 
- Tak czy nie? - podniosłam głos. 
- No... kochanie - zaczął mężczyzna. 
Popatrzyłam na nich wyczekując odpowiedzi. 
- Nie - dokończyła kobieta. 
- Aha. 
Odpowiedziałam i poszłam do pokoju. Wściekłość i smutek opanowało moje ciało. 
Wyciągnęłam spod łóżka moją walizkę i wrzucałam do niej moje ubrania. 
- Lucy? - szepnęła Rose. - Co ty robisz? 
Nie przerywałam czynności. 
- Lucy? - powtórzyła moja przyjaciółka. 
Po kilku minutach byłam już spakowana. 
- Mogę zamieszkać z tobą? - wybełkotałam przez łzy. 
- Lucy...
Rose mocno mnie przytuliła. 
- Okłamali mnie. Nie chcę mieszkać z takimi kłamcami, którzy podawali się za moich rodziców. Nie chce! Nienawidzę ich! 
Zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Wtuliłam się w przyjaciółkę. 
- Możesz - wyszeptała. 
Długo roniłam łzy w jej ramionach. Kiedy nareszcie się uspokoiłam, podziękowałam jej i zmierzyłyśmy w stronę wyjścia. 
W pewnym momencie dorośli mnie zobaczyli. 
- Lucy! - krzyknęli równocześnie. 
- Nie mam zamiar z wami mieszkać - odpowiedziałam. - Nie chcę się zadawać z takimi kłamcami jak wy. Jesteście beznadziejni. Żegnam. 
Otworzyłam drzwi, wyszłam z Rose i trzasnęłam nimi. Ostatni raz usłyszałam jeszcze moje imię. Potem oddalałam się coraz bardziej. 
Po niedługiej chwili byłyśmy już u niej w domu. Jej mama przyjęła mnie z uśmiechem. Ciągle mówiła, że bardzo mi współczuje. 
Matka Rose była wspaniałą kobietą. Podczas nieobecności moich rodziców, zawsze z chęcią się mną zajmowała. Dostawałam od niej różnego rodzaju słodycze. Moje wizyty u nich w domu były codziennością, a nikomu to nie przeszkadzało. Nigdy nie miała do mnie pretensji nawet, jak zniszczyłam jej najcenniejszy wazon. Nie krzyczała. Uśmiechnęła się i posprzątała kawałki szkła. Miałam nadzieję, że moja prawdziwa mama jest taka sama. 
Rozgościłam się odrobinę, a potem Rose zaproponowała spacer. Wróciłam myślami do wakacji. Wtedy codziennie gdzieś razem wychodziłyśmy. Od początku roku, poza szkołą, widziałam się z nią tylko raz. Brakowało mi tego. 
Na wakacjach spotykałam się z Rose rano o 8, a do domu wracałam przed północą. Zawsze znalazłyśmy coś, czym zabiłybyśmy nudę. Raz poszłyśmy do galerii na wielkie zakupy. Innym razem wybrałyśmy się na długi spacer. Pamiętam też, jak poszłyśmy razem do skate parku. Razem z kolegami uczyłyśmy się jeździć na deskorolce. Towarzyszyło nam dużo śmiechu. Te dni spędzone były cudownie. Codziennie nowe wrażenia i coraz większa dawka śmiechu. Teraz wygląda to inaczej. Bardzo przejęłam się Jacob'em i Mark'iem. Tak, że zapomniałam o mojej przyjaciółce. Dziewczynie, która ze mną była odkąd pamiętam. Zawsze mnie pocieszała, to ona sprawiała, że na mojej twarzy gościł uśmiech i najważniejsze... Tylko ona jest taka jak ja. Spotkało mnie wielkie szczęście. Dziękowałam za to, że ją poznałam. 
Uśmiechnęłam się delikatnie do Rose. 
- Cieszę się, że jesteś - wyszeptałam i ją przytuliłam. Dziewczyna odwzajemniła uścisk. 
Pożegnałyśmy się z mamą mojej przyjaciółki i poszłyśmy na spacer. Zdążył już zapaść zmrok i ledwo było coś widać. Jedyne światło rzucały latarnie. Nie wiele to zmieniało, lecz sprawiało, że stawało się odrobinę jaśniej. Kiedy ktoś szedł, w oczy rzucała się tylko sylwetka, nic więcej. 
Idąc i rozmawiając z Rose, nagle zauważyłam cztery osoby, które wyłoniły się zza zakrętu. Do moich uszu nie dotarły żadne głosy, oprócz mojej przyjaciółki. Przyglądałam się im. Twarze nie były widoczne. 
Po chwili usłyszałam łapczywe: "Lucy" i poczułam upadek. Zaraz po tym usłyszałam głos Jacob'a. Wykrzyczał słowa: "zostaw ją, Butler!", a potem nie słyszałam już nic. Wydawało mi się, że straciłam przytomność. Nie wiedziałam co się stało. 
______________________________________
Przepraszam za opóźniony 6 rozdział. Starałam się go dodać już w poniedziałek, ale szkoła nie pozwoliła mi na to. Przepraszam, za spóźnienie. Mimo wszystko mam nadzieję, że się podoba.

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE 

3 lutego 2014

Rozdział 5

Zerknęłam na niego kątem oka. 
- Chcę teraz zrozumieć.
- Lucy... To nie takie proste jak ci się wydaje. 
- Powiedz mi co się dzieje. O co ci chodzi? 
- Kiedyś się dowiesz. 
Zaczęło mnie odrobinę irytować zachowanie Jacob'a. Czułam, że ukrywa przede mną coś, co powinnam wiedzieć. Wzięłam głęboki oddech. 
- Kiedyś?! Ja chcę już, teraz, w tej chwili - podniosłam głos i stanęłam przed nim. 
- Lucy...
- No co?! Co Lucy?!
- Uspokój się. 
- To mi powiedz! 
- Nie. 
Jacob ciągle zachowywał kamienną twarz i mówił niesamowicie spokojnym głosem. Moje krzyki i protesty go nie ruszały. Nie wiedziałam co mogę zrobić żeby mi powiedział. 
Miałam zamiar wykrzyczeć kolejne słowa, ale chłopak mi nie pozwolił. 
- Lucy. Nie krzycz, proszę. Jeszcze ktoś się dowie, że tutaj jestem. Proszę ucisz się. 
Popatrzył mi w oczy. Kiwnęłam twierdząco głową. 
- Ale powiedz mi - szepnęłam. 
- Nie uwierzysz mi. 
- Tego nie wiesz.
- Domyślam się. 
- Proszę. 
Westchnął. 
- No dobrze, usiądź.  
Uśmiechnęłam się tryumfalnie i zrobiłam to co mówił. Popatrzył mi głęboko w oczy. 
- Zamieniam się w słuch. 
Usiadł obok mnie.
- Znam cię od dziecka. Pamiętam jak się urodziłaś. Byłaś bardzo kochana, taka rozkoszna. Rodzice bali się, że cię skrzywdzę, że ci coś zrobię. Nigdy nie mogłem cię dotknąć, a zawsze o tym marzyłem. Byłaś taka krucha, delikatna, inna. Wywoływałaś u mnie zdziwienie. Nigdy nie widziałem nikogo takiego jak ty. To dla nas wszystkich był szok - westchnął. - Miałem wtedy 6 lat. Nie pamiętam wiele, zostały tylko niektóre wrażenia i uczucia. Jak to wszystko wyglądało, powiedzieli mi rodzice.
Nie mogliśmy w domu trzymać człowieka. Postanowiliśmy, że oddamy cię innej rodzinie. Odwiedziliśmy ich wiele i praktycznie żadna nie chciała cię przyjąć. W końcu trafiliśmy na Shelley'ów. Stwierdziliśmy, że będą odpowiedni ze względu na nazwisko. Okazało się, że nie mogli mieć dzieci, a bardzo chcieli. Kiedy dowiedzieli się, że mamy cię do oddania, od razu się zgodzili i zabrali cię. Od tamtej pory już cię nie widzieliśmy. Jednak po 17-stu latach natrafiłem na twój trop. Wiedziałem, że to ty, bo zapamiętałem twój zapach. Powiedziałem o tym rodzicom, ale oni kazali mi cię zostawić w spokoju. Zignorowałem to. Zebrałem przyjaciół, Juliet i Chris'a. Nie znali twojej historii, ale zgodzili się ze mną pójść, tylko po to żeby pozwiedzać. W końcu cię znalazłem. Po tylu tygodniach. Chciałaś wiedzieć, więc ci powiedziałem, wszystko co powinnaś wiedzieć.
Nastało milczenie.
Nie mieściło mi się to w głowie. To nie byli moi rodzice. Jacob to mój brat. Oszukali mnie.
Po moim policzku zaczęły spływać łzy. Zacisnęłam powieki. W mojej głowie aż roiło się od pytań. Zerknęłam na Jacob'a. Był zmieszany, nie wiedział co zrobić. Tylko to byłam w stanie wyczytać z jego twarzy. Przysunęłam się do niego i wtuliłam się w jego ciało. Poczułam bijący od niego chłód.
Chłopak od razu mnie od siebie odsunął, odskoczył ode mnie.
- Coś się stało? - spytałam go przez łzy.
- Nigdy tak nie rób - powiedział przestraszony, zaciskając dłonie w pięść.
- Przepraszam.
- Powinienem już iść.
Przeraziło mnie to co zobaczyłam, kiedy zerknęłam na niego jeszcze raz. Jacob patrzył na mnie łapczywym wzrokiem, jego oczy zmieniały kolor. Zaczynały robić się coraz jaśniejsze. Jego szczęka była mocno zaciśnięta.
- Jacob? - wyszeptałam przestraszona.
- Do zobaczenia.
Zniknął.
Nie wiedziałam kiedy i jak to zrobił. Nawet ślad po nim nie został.
Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam gorzko płakać. Moje życie to jedno wielkie kłamstwo. Nigdy nie było w nim ani grosza prawdy. Wszystko zaczęło tracić sens. Nagle przypomniałam sobie o osobie, która zawsze przy mnie była, o mojej przyjaciółce, o Rose. Chwyciłam szybko telefon i zadzwoniłam do niej. Po chwili dziewczyna przyszła do mnie. Krztusząc się łzami, opowiedziałam jej o wszystkim, co się dowiedziałam. Wszystko to strasznie przeżywałam. Nie na co dzień dostaje się informacje o tym, że pochodzi się z całkiem innej rodziny.
Rose pocieszyła mnie odrobinę, mówiąc, że może on to wszystko wymyślił, i że to nie prawda. Na koniec mocno mnie przytuliła.
- Boję się - wyszeptałam.
- Wszystko będzie dobrze. Porozmawiaj z nimi o tym - położyła mi dłoń na ramieniu. - Zobaczysz, wszystko się ułoży.
Kiwnęłam twierdząco głową i ponownie się do niej przytuliłam.
- Zostaniesz ze mną?
- Ile tylko będziesz chciała.
Siedziałyśmy przez dłuższy czas w milczeniu.
Rose była zdecydowanie moją najlepszą przyjaciółką, nikt nie mógł jej zastąpić. Można spokojnie powiedzieć, że jest na prawdę szczerą, wrażliwą, troskliwą, pełną poczucia humoru i pozytywnie nastawioną do świata osobą. Nie nam nikogo takiego jak ona. Tylko mi pozazdrościć kogoś takiego jak ona. Nie pozwala mi się przejmować, otwarcie mi o wszystkim mówi, pomaga, pociesza, kiedy trzeba przychodzi. Nie można znaleźć na prawdę nikogo lepszego. W końcu... to moja Rose.
Uśmiechnęłam się do niej delikatnie.
- Dziękuję za to, że jesteś - wyszeptałam.
- Byłam, jestem i zawsze będę - uśmiechnęła się do mnie i mocniej mnie przytuliła.
Po chwili zmieniła temat na bardziej wesoły, bylebym tylko nie zadręczała się wydarzeniami sprzed ostatnich kilku godzin.
W takim towarzystwie czekałam na przyjazd rodziców. Gdy tylko przyjechali, wiedziałam, że nie czeka mnie miła rozmowa. Teraz miało się wszystko wyjaśnić. Mój strach był nie do opisania. Rose oczywiście powtarzała, że będzie dobrze, ale gdzieś w głębi czułam, że Jacob by mnie nie okłamał, ufałam mu. Mimo wszystko nie chciałam żeby to co powiedział okazało się prawdą. Jednak jego opowiadanie o tym było pełne emocji. Wydawało mi się, że przeżywał to wszystko od nowa. Podziwiałam go za taką szczerość. Równie dobrze mógł mnie zignorować i odejść, ale nie zrobił tego. Wysłuchał mojej prośby, powiedział mi. Jednakże wiem, że nie dowiedziałam się wszystkiego, i że jest jeszcze jakaś rzecz, którą przede mną ukrywa. Musiałam się za wszelką cenę dowiedzieć, co to takiego, ale teraz miałam co innego do zrobienia. Moim zadaniem było porozmawiać z rodzicami i wyciągnąć od nich prawdę. Czekała mnie długa rozmowa.
_______________________________
Przepraszam z góry, że rozdział nie został dodany w sobotę. Kompletnie o nim zapomniałam. Przepraszam Was bardzo. Jednak nareszcie go napisałam. Coś zaczęło się dziać i mam nadzieję, że akcja się spodoba. Czekam na Wasze opinie, które zamieszczacie w postaci komentarzy na dole.

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE

27 stycznia 2014

INFO

Witam, 
Chciałam Was wszystkich poinformować, o tym, że rozdziały na tym blogu postaram się dodawać, co tydzień, w sobotę. Jest to dzień wolny od szkoły, więc wydaje mi się w miarę rozsądny. Jeżeli bym nie mogła wstawić kolejnego rozdziału, z przyczyn prywatnych czy nauki, pojawi się on w innym dniu tygodnia lub na następny dzień. Postaram się jednak dotrzymać słowa. 
DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ

24 stycznia 2014

Rozdział 4

Wróciłam na końcówkę geografii. Delikatnie zapukałam w drzwi i otworzyłam je. Nauczycielka popatrzyła na mnie obojętnie. Przeprosiłam ją za nieobecność i usiadłam w ławce. Każda osoba w klasie mi się przyglądała, niektórzy coś między sobą szeptali. Położyłam torbę obok krzesła i próbowałam się skupić na tym, co mówiła nauczycielka. 
Po dzwonku musiałam zostać w klasie. Usłyszałam kazanie i ostatecznie mi się upiekło. Dostałam ostrzeżenie i wyszłam.  
Lekcje nareszcie się skończyły, a ja ruszyłam w stronę domu. 
Kiedy byłam na miejscu, zamknęłam drzwi i poszłam w stronę kuchni. Po drodze znalazłam karteczkę od mamy. 
Lucy,
Pojechaliśmy z tatą do dziadków. W lodówce masz obiad, to sobie odgrzej. Powinniśmy wrócić wieczorem. 
Kocham Cię, 
Mama. 
Odłożyłam kartkę i zaczęłam odgrzewać sobie jedzenie. 
Zaraz po zjedzeniu i uprzątnięciu naczyń, zabrałam się do nauki. Rozłożyłam książki na stole i zaczęłam czytać materiał. 
Byłam w połowie rozdziału z matematyki, kiedy usłyszałam dzwonek. Odeszłam od stołu i zmierzyłam w stronę drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam Mark'a. Uśmiechnął się szeroko. Westchnęłam. 
- Nie mam czasu - wybełkotałam i próbowałam zamknąć drzwi, ale on położył na nich rękę. Usłyszałam trzaśnięcie. 
- To nic. Poczekam. 
Wszedł jak gdyby nigdy nic do środka. Rozglądnął się dookoła, zdjął kurtkę i wparował do salonu. 
Zdenerwowało mnie jego zachowanie, jednak tylko przewróciłam oczami i podeszłam do niego. 
- Muszę się uczyć. 
- Zaczekam. 
- Nie będę mogła się skupić. Wyjdź. 
- Nie. 
Pocałował mnie w policzek i usiadł na sofie. Rozsiadł się i włączył telewizor. Ściszył go tak, że ledwo było coś słychać. 
- Nie przeszkadzaj sobie - mruknął, patrząc w ekran. 
Usiadłam przy stole i wróciłam do przerabiania materiału.
Nie mogłam się skupić. Czułam, że Mark cały czas mnie obserwuje. Nagle pojawił się obok mnie.
- Chodźmy na górę - szepnął mi do ucha.
- Muszę się uczyć - zaprotestowałam mu szybko.
- Ale widzę, że jesteś już zmęczona i masz dość. Zrób sobie przerwę.
- Nie.
Włożyłam nos w książkę i starałam się go ignorować. Po chwili, jednak chwycił mnie za podbródek i obrócił moją głowę tak, że patrzyłam na niego. Po raz kolejny utonęłam w jego oczach.
- Idziemy na górę, dobrze?
Był strasznie pociągający. Nie wiedziałam co robię. Kiedy na niego patrzyłam, czułam się nieobecna. Na nic nie zważałam. Liczył się tylko on, nic innego.
Kiwnęłam twierdząco głową, a on uśmiechnął się łobuzersko. Wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju. Położył mnie na łóżku, a ja nie odrywałam od niego wzroku. Byłam jakby zahipnotyzowana.
Mark na początku złożył na moich ustach delikatny pocałunek, a potem zaczął być bardziej namiętny. Niesamowicie mi się to podobało. Nagle, w pewnym momencie zjechał w dół na szyję. Moje serce przyspieszyło. Chłopak zaczął całować mnie po dekolcie. W pewnej chwili przestał, jednak dalej czułam jego oddech na sobie. Uspakajało mnie to odrobinę.
- Zostaw ją.
Usłyszałam nagle warknięcie i w ciągu sekundy przestałam czuć jego obecność. Otworzyłam oczy i nerwowo rozglądnęłam się po pokoju.
Niedaleko łóżka, na podłodze leżał Mark, a nad nim znajdował się Jacob, który trzymał jego ręce.
- Nie dotykaj jej - warknął Jacob. - Nie masz prawa.
- Nie zabronisz mi - odpowiedział mu tym samym tonem Mark.
- Jej to nie dotyczy. To sprawa między wami a nami. Ona nie ma z tym nic wspólnego.
Nagle chłopaki zamienili się miejscami i to teraz Mark trzymał Jacob'a.
- Policzymy się jeszcze, Shelley.
Powiedział i zniknął za oknem.
Serce waliło mi jak oszalałe. Nie wiedziałam co mam robić, nie miałam pojęcia co tu się tak właściwie wydarzyło. Dlaczego on go zaatakował?
Jacob wstał i podszedł do mnie.
- Nic ci nie jest? - spytał.
- Nie - odpowiedziałam mu stanowczo.
Nie znaliśmy się. Nie miał prawa go ode mnie zabierać. Przecież on nic nie chciał mi zrobić. A może się myliłam. Słowa chłopaków mnie zastanawiały. O co im w ogóle chodziło?
Chłopak zdawał się rozumieć, co czuję.
- To dla twojego dobra, uwierz mi - skierował swój wzrok na moją szyję i przyglądał jej się badawczo. - Kiedyś zrozumiesz...
____________________________________________
Miałam wolną chwilę, więc napisałam ten rozdział :) Nareszcie zaczyna się coś dziać :D
Jeżeli komuś podoba się ten blog, byłabym bardzo wdzięczna, gdyby polecił go znajomym. Niezmiernie się dla mnie liczy to ile osób czyta moje opowiadanie i czy ono się podoba. W pewien sposób mnie to motywuje do dalszego pisania, więc dziękowałabym także za komentarze. To naprawdę motywuje i decyduje o tym czy dalej mam pisać.

DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ I PRZECZYTANIE ROZDZIAŁU

19 stycznia 2014

Rozdział 3

Wziął głęboki oddech i popatrzył mi głęboko w oczy. Wyglądał tak jakby coś w nich zobaczył. Zamarł na chwilę w bezruchu. 
- Lucy, wróciliśmy! - usłyszałam głos mojej mamy. 
Jacob wstał jak oparzony. 
- Nie mogą się dowiedzieć, że tu byłem. 
Popatrzył na mnie. Zrozumiałam, że miałam nie mówić nikomu o jego przyjściu. 
- Muszę iść - wymamrotał jakby do siebie. 
- Jak masz zamiar to zrobić? Zauważą cię. 
- Przez okno.
- Zrobisz sobie krzywdę - odpowiedziałam mu szybko.
- Nic mi nie będzie. Do zobaczenia.
Puścił mi oczko i wyskoczył. Pobiegłam sprawdzić czy nic mu się nie stało. Zobaczyłam go idącego spokojnie chodnikiem.
Weszłam do łóżka, pod kołdrę i wzięłam książkę. Udawałam, że treść mnie wciągnęła.
Po chwili do pokoju weszli moi rodzice i wypytywali mnie o miniony dzień. Kiedy wyszli odłożyłam powieść i podeszłam do okna wyglądając Jacob'a. Miałam cichą nadzieję, że wróci i wszystko mi opowie.
Czekałam na niego do północy, potem zwątpiłam i położyłam się spać.
Rano, jak tylko się obudziłam, poszłam załatwić wszystkie rzeczy, takie jak jedzenie, włosy, makijaż itp. Po skończeniu tych czynności, wyszłam do szkoły.
Zaraz przed wejściem spotkałam Rose. W jej towarzystwie poszłam do mojej szafki.
- Widziałaś tego nowego? - powiedziała zamyślona.
- Tak.
- Jest cudowny - westchnęła z zachwytu.
- Nie przyglądałam mu się.
Odpowiadałam jej przeszukując moją szafkę.
- To popatrz. Właśnie idzie - mruknęła.
Odwróciłam się i przyglądałam mu się.
Szedł, badając twarze uczniów. Miał dłuższe, blond włosy i zielone oczy. Jego skóra była blada. Musiałam przyznać Rose rację, był przystojny.
Nagle jego wzrok padł na mnie. Szedł przyglądając mi się bacznie. Na moment wstrzymałam oddech, nie ruszałam się. Uśmiechnął się cwaniacko i odszedł.
Przerażenie przepełniło moje ciało. Jego wzrok był lodowaty. Wydawało mi się, że mnie nienawidzi, gardzi mną. Nie znaliśmy się, ale takie odniosłam wrażenie. Kiedy nasze oczy się spotkały, moje serce zdawało się zatrzymać. Nigdy nie czułam czegoś podobnego.
Nagle zadzwonił dzwonek na lekcje. Zamknęłam szafkę i udałam się do klasy.
Usiadłam w ławce i rozglądnęłam się dookoła. Mój wzrok zatrzymał się na tym chłopaku. Wziął głęboki oddech, przyglądnął mi się i wstał. Podszedł do mojego sąsiada z ławki.
- Zamień się miejscem - powiedział do niego stanowczo.
Mój kolega kiwnął twierdząco głową i odszedł.
Chłopak usiadł obok mnie. Odwróciłam od niego wzrok, jednak czułem, że cały czas mnie obserwuje.
- Mark Butler.
Szepnął mi do ucha.
Miał bardzo przyjemny, lekko zachrypnięty głos.
- Lucy Shelley.
- Shelley?! - podniósł głos. Był bardzo zaskoczony. Popatrzyłam na niego.
- Cisza - skarcił go nauczyciel.
Chłopak zerknął na niego lodowatym wzrokiem. Po chwili wstał i wyszedł.
Próbowałam sobie wyjaśnić jego zachowanie, ale nie byłam w stanie. Przez kilka lekcji dręczyło mnie to co się wydarzyło.
Nareszcie nadeszła pora na lunch. Usiadałam ze znajomymi. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
Nagle podszedł do nas Mark.
- Możemy porozmawiać? - zwrócił się do mnie.
Rose wytrzeszczyła oczy.
Zawahałam się na chwilę.
- Dobrze.
Wybełkotałam, wstałam i poszłam z nim.
- Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Po prostu to bardzo rzadkie nazwisko, a kiedyś znałem takiego jednego. Myślałam, że może jesteś spokrewniona, ale on był całkiem inny.
Kiwnęłam twierdząco głową, a on uśmiechnął się przepraszająco.
Przechadzaliśmy się korytarzami, rozmawiając. Nagle zadzwonił dzwonek.
- Muszę iść.
Wybełkotałam i odwróciłam się.
- Zostań ze mną.
Złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Patrzyliśmy sobie w oczy. Znowu nie byłam w stanie się poruszyć i z trudnością oddychałam. Nagle jego wzrok przestał być lodowaty. Sprawiał, że traciłam zmysły.
Stałam nieruchomo wpatrując się w niego. Całkiem zapomniałam o lekcji.
Nagle Mark wpił się w moje usta. Zaczął mnie namiętnie całować. Podobało mi się to. Z każdą chwilą był coraz bardziej zachłanny.
Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Opuściłam lekcje, a byłam wzorową uczennicą. Oddałam się chłopakowi, którego nie znałam.
- Panno Shelley - usłyszałam za sobą nauczycielkę od geografii.
Próbowałam się oderwać od chłopaka, ale on mi na to nie pozwalał. Jedną ręką złapał mnie w tali i przyparł do swojego ciała, a drugą trzymał moją głowę.
Nauczycielka odchrząknęła.
Przestałam odwzajemniać pocałunki i próbowałam mu się wyrwać, jednak on był na tyle silny, że nie dawał mi możliwości na jakikolwiek ruch.
- Do zobaczenia u dyrektora, dzieci.
Słyszałam jej kroki. Odeszła.
Chłopak nadal nie przestawał. Trzymał mnie i nie pozwalał odejść. Ja wciąż próbowałam się od niego oderwać. W końcu się poddałam. Chwilę po tym Mark mnie puścił i odsunął się ode mnie. Popatrzyłam na niego piorunującym wzrokiem, a on uśmiechał się tryumfalnie.
- Przyjdę do ciebie wieczorem. Czekaj na mnie.
Szepnął mi do ucha i odszedł.
Kręciło mi się w głowie i ciężko oddychałam. Oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy. Próbowałam dojść do siebie. Zajęło mi to dość dużo czasu.

Mark Butler 
__________________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział się podoba i czekam na komentarze :)

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE 

5 stycznia 2014

Rozdział 2

Wyszłam leniwie z łóżka i zmierzyłam w stronę okna. Sprawdziłam czy nikogo w pobliżu nie ma. Ujrzałam tylko i wyłącznie ludzi z mojej szkoły. Odetchnęłam z ulgą. Wyszłam z pokoju i poszłam zrobić sobie pożywne śniadanie. Ku mojemu zaskoczeniu było ono już gotowe. Zjadłam je i poszłam się ubrać. Potem przeczesałam włosy i pomalowałam się. Spakowałam plecak i ruszyłam do szkoły. 
Przy wejściu zostałam mile zaskoczona. Kilku chłopaków proponowało mi pomocy, gdyż twierdzili, że mam bardzo ciężki plecak i strasznie się z nim męczę. Podziękowałam im i poszłam dalej. Doszłam do mojej szafki, a koło niej spotkałam Rose.
Nagle dzwonek zadzwonił i musiałyśmy iść na lekcje. Spojrzałyśmy na plan. Okazało się, że miałyśmy teraz biologię. Wyjęłam potrzebne książki i poszłam z moją przyjaciółką. 
Na lekcji starannie notowałam wszystko to, co mówił nauczyciel. Wyjątkowo go lubiłam. Był sympatycznym człowiekiem i miał niesamowitą cierpliwość do uczniów. Pragnę też zauważyć, że zawsze stawiał dobre oceny. To kolejny jego plus. 
Po kilku lekcjach nadeszła pora na lunch. Usiadłam razem z moim znajomymi i Rose. W tym towarzystwie czas spędzałam bardzo miło. Wygłupialiśmy się i opowiadaliśmy o swoich wakacjach. W końcu nadeszła pora na historię, najgorszy przedmiot, tak jak i nauczyciel. Nie byłam w stanie zrozumieć nic z tego co mówi, nie wiedziałam nawet jaki to przedmiot. Nie cierpiałam historii.
Weszłam do klasy i usiadłam w swojej ławce. Otworzyłam zeszyt i czekałam na podyktowanie tematu. Kiedy go zapisałam zaczęło się opowiadanie.
Usiadłam wygodnie i wpatrywałam się w zegarek. Czas leciał strasznie wolno. Żeby jakoś zabić nudę zerknęłam przez okno. Za nim ujrzałam wysokiego blondyna, tego samego co widziałam wczoraj w parku. Okropnie się wystraszyłam i czym prędzej odwróciłam głowę. Kiedy spojrzałam jeszcze raz w tamto samo miejsce, jego już tam nie było. Widocznie miałam coś z głową.
- Przepraszam - wymamrotałam i podniosłam rękę. Nauczyciel popatrzył się na mnie. - Mogę wyjść do ubikacji?
Kiwnął twierdząco głową.
Odsunęłam się od ławki i wyszłam.
Zmierzyłam w stronę łazienki. Stanęłam przed lusterkiem i popatrzyłam w nie. Wyglądałam całkiem w porządku.
- Co się ze mną dzieje? - szepnęłam do siebie.
- A co ma się dziać? - usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się napięcie. Za mną stała blondynka z parku.
- Skąd... Jak... Kiedy?
- Ojej... Pogubiłaś się? - zadrwiła ze mnie.
- Ja... Muszę już iść - wymamrotałam i podeszłam do drzwi.
- Gdzie ci się spieszy?
Złapała mnie za nadgarstek ze straszną siłą. Przyciągnęła mnie do siebie, a potem przyparła do ściany.
- Nigdzie nie idziesz - uśmiechnęła się i nachyliła nade mną.
Nie miałam pojęcia o co chodzi. Co tu się tak właściwie dzieje?
- Juliet...
Obok mnie pojawił się ten sam blondyn.
- Proszę - mruknęła dziewczyna, a on pokiwał przecząco głową.
Westchnęła i odeszła ode mnie. Chłopak spiorunował ją wzrokiem.
- Zmykaj - zwrócił się do mnie.
Popatrzyłam na nich.
- To chore - burknęłam i wyszłam.
Zmierzałam w stronę klasy, kiedy zadzwonił dzwonek. Zaczęłam biec. Wpadłam do sali i zabrałam swoje rzeczy. Pożegnałam się z nauczycielem i pospieszyłam szukać Rose.  Jak tylko ją znalazłam opowiedziałam jej wszystko co działo się na tej lekcji. Dziewczyna szybko stwierdziła, że to niemożliwe. Nie wierzyła mi. Ta wiadomość mnie odrobinę przybiła, ale miałam zamiar jej udowodnić, że dzieje się tutaj coś dziwnego.
Dzień w szkole dobiegł końca. Pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam do domu.
Idąc "uliczką śmierci", ponownie czułam na sobie wzrok. To było bardzo nieprzyjemne uczucie, aż mnie ciarki przechodziły.
Zatrzymałam się na moment i rozglądnęłam wokoło. Nikogo nie widziałam. Westchnęłam i poszłam dalej.
Kiedy byłam już na miejscu zabrałam się za naukę. W miarę szybko zrobiłam wszystkie zadania.
Rodzice poszli do znajomych, więc zostałam sama w domu. Siadłam przed telewizorem i zaczęłam oglądać. Nie było nic ciekawego, więc go wyłączyłam i poszłam coś zjeść.
Znudzona szwendałam się po domu.
W końcu poszłam wziąć prysznic, a potem wzięłam moją ulubioną książkę, weszłam pod kołdrę i zaczęłam czytać.
Nagle ponownie poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Pomyślałam, że wyobraźnia płata mi figle.
Włożyłam nos w książkę i nie miałam zamiaru się tym przejmować. Jednak uniemożliwił mi to cień, który zobaczyłam nad powieścią. Strasznie się wystraszyłam. Potem stwierdziłam, że to tylko moja wyobraźnia.
Następne wydarzenie zaprzeczyło temu, że to tylko moje wymysły.
Światło w moim pokoju, które było zgaszone, nagle się zaświeciło, a przede mną staną, ten blondyn.
Podkurczyłam nogi i patrzyłam się na niego. Byłam wystraszona i sparaliżowana. Nie miałam pojęcia co tu się dzieje.
Chłopak uśmiechnął się delikatnie.
- Ale się boisz - prychnął. - Spokojnie. Nic ci nie zrobię, jesteś przy mnie bezpieczna.
- K-kim jesteś?
- Ohh... Faktycznie. Ty mnie nie znasz.
Posmutniał odrobinę i usiadł obok mnie.
- Jestem Jacob Shelley.
- S-Shelley?
- Tak.
- Czemu masz na nazwisko tak jak ja?
Zaśmiał się.
- To długa historia.
Wzięłam głęboki oddech.
- Mam czas.
Pokiwał twierdząco głową i usiadł na przeciwko mnie.
- Na pewno chcesz żebym ci to opowiedział?
- Tak.
Odpowiedziałam mu pewnie.
- No dobrze, ale pozwól, że zrobimy atmosferę - puścił mi oczko.
Podszedł to przełącznika i zgasił światło, a zaświecił lampkę, która stała koło mojego łóżka.
Nie wiedziałam co chce mi powiedzieć, ale czym prędzej chciałam się o tym dowiedzieć. To, że mamy takie samo nazwisko, musiało o czymś świadczyć. Pomyślałam, że może to mój brat lub coś w tym stylu.
Przyglądałam mu się, ale nie mogłam sobie przypomnieć tej twarzy. Był mi całkiem obcy, nie znałam go. Do tego mnie przerażał.
Z niecierpliwością czekałam na to, co ma mi do powiedzenia.
______________________________________________
I jest rozdział drugi! Mam nadzieję, że się podoba. Czekam na Wasze opinie.

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE

2 stycznia 2014

Rozdział 1

Szłam pomału długą, ciemną uliczką w stronę domu. Wiatr rozwiewał moje włosy w różne strony i powodował gęsią skórkę na moim ciele. 
Idąc myślałam o tym co by było, gdyby ktoś zza mnie wyskoczył i chciałby mnie uprowadzić. Nigdy się tym w zasadzie nie przejmowałam, jednak przeszło mi coś takiego przez myśl. Mimo wszystko szłam dalej. Od mojego domu dzieliło mnie niecałe 200 metrów. Wzięłam głęboki oddech, uniosłam do góry głowę i próbowałam zobaczyć cokolwiek. 
Pochodzę z najmniejszego miasta w Anglii, tj. Wells. Zdaniem wielu ludzi jest to bardzo tajemnicze miasto. Nigdy nie rozumiałam dlaczego. Przecież nie ma w nim nic takiego, to zwykłe miasto, jak każde. 
Słyszałam też pogłoski, że dzieje się tu wiele dziwnych rzeczy. Nigdy nie mogłam pojąć dlaczego ludzie wymyślają takie bajki i jak mogą wierzyć w różne stare legendy. To chore.
Moja i Rose rodzina należały do nielicznych, które nie wierzyły w to wszystko. Tak bardzo dziękowałam za to, że znalazłam kogoś, kto ma takie same poglądy jak ja. Razem tworzymy zgraną przyjaźń i nigdy się nie rozstajemy... No prawie nigdy. Przyjaźnimy się od dzieciństwa. Poznałyśmy się jak miałyśmy ok. 6 lat. Uważam, że nic lepszego jak ona nie mogło mi się przydarzyć.
Wracając do teraźniejszości... Już jutro początek nowego roku. Koniec lenistwa, trzeba iść do szkoły i się uczyć. HURA! Mimo wszystko spotkam tam moich znajomych, z którymi nie miałam okazji spotkać się na wakacjach, a bardzo się za nimi stęskniłam. Miałam też nadzieję, że ktoś nowy dołączy do naszej szkoły. Miło by było zobaczyć jakąś nową twarz. Już nie mogłam się doczekać. Nowy rok szkolny przynosi tyle wrażeń, tyle emocji i znajomości. Na samą myśl o tym wszystkim człowiek się uśmiecha. Cudownie.
Przeszłam przez próg i przywitałam się.
- Obiad na stole - odpowiedziała mi moja mama.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Byłam strasznie głodna.
Zdjęłam brudne obuwie i wbiegłam do jadalni. Moi rodzice już tam siedzieli i czekali na mnie. Odsunęłam jedno z krzeseł i usiadłam na nim po turecku. Wzięłam talerz oraz sztućce i zaczęłam jeść.
- Smacznego - wybełkotałam z pełną buzią i jadłam dalej.
Chwilę po tym jak zjadłam, zadzwonił mój telefon. Odebrałam go.
- Halo - powiedziałam do komórki.
- Lucy? - po drugiej stronie usłyszałam głos Rose.
- Co tam, kochana?
- Mam problem... Nie wiem w co się jutro ubrać.
Nastała cisza i nagle obydwie wybuchłyśmy śmiechem. Nigdy nas nie obchodziło to, w co jesteśmy ubrane.
- No wiesz... Możesz ubrać tą śliczną, czarną sukieneczkę - naśladowałam głosem "lalunię". - Której nie masz.
Zaśmiałyśmy się.
- Już nie mogę się doczekać - mruknęła.
- Ja też. Będzie super.
- Mam nadzieję. W końcu zobaczę wszystkich znajomych.
- Może nowych też.
- Tak! Nowi są super!
- Rose - usłyszałam w tle, po drugiej stronie głos jej mamy.
- Muszę kończyć. Do jutra!
- Pa.
Rozłączyła się.
Poszłam do mojego pokoju, szeroko się uśmiechając. Odłożyłam telefon, wzięłam moją piżamę i poszłam pod prysznic. Kiedy tylko go skończyłam, wskoczyłam do łóżka i szybko zasnęłam.

Rano, jak tylko wstałam, popędziłam się przygotowywać. Zjadłam w biegu jakieś śniadanie i poszłam do szkoły.
Na miejscu przywitałam się ze wszystkimi znajomymi i ich uściskałam.
Niedługo po moim przyjściu zaczął się apel. Nie bardzo mnie obchodziło to co mówił dyrektor i cała reszta. Zajmowałam się szukaniem nowych twarzy. Wyłapałam tylko dwie dziewczyny i jednego chłopaka. Myślałam, że będzie więcej osób, ale zawiodłam się.
Po apelu dostaliśmy plan zajęć, a następnie poszłam z Rose na spacer. Jak zwykle było dużo śmiania, plotkowania itp.
W pewnym momencie miałyśmy już dość tego spacerowania, więc zatrzymałyśmy się w parku. Usiadłyśmy sobie na ławce.
Rozglądałam się dookoła, równocześnie rozmawiając z Rose. Nagle pod drzewem przed nami pojawiła się trójka ludzi. Blondyn, blondynka i brunet. Uroda dziewczyny aż onieśmielała. Chłopaki też byli przystojni. Zamyśliłam się na sekundę i szturchnęłam moją przyjaciółkę.
- Znasz ich? - szepnęłam do niej, a ona pokiwała przecząco głową.
Pierwszy raz widziałam ich w Wells. Miałam ochotę podejść do nich i spytać skąd są, ale odrobinkę mnie przerażali.
Zerknęłam na nich jeszcze raz. Cała trójka bacznie mi się przyglądała. To wyglądało strasznie. Ciarki przeszły po moim ciele.
- Chodźmy stąd - szepnęłam do Rose. Jednak ona nie reagowała. Wyglądała tak jakby była w ogóle nieobecna. Cały czas przyglądała się tej trójce. - Rose... - szturchnęłam ją.
- Ten blondyn jest mój - wyszeptała, a oni zaczęli się śmiać.
- Przestań. Chodź.
Pociągnęłam ją za rękę. Wstała niechętnie i poszłyśmy.
Na kilka godzin wstąpiłam do niej do domu żeby wszystko obgadać, a potem wyszłam.
Zapadł już zmrok, a mnie czekała ta uliczka, którą zawsze wracałam. Gdyby tylko były jakieś inne skróty... Normalnie droga do domu od Rose zajmuje mi nie więcej niż 10 minut. Jakbym nie szła skrótami, docierałabym na miejsce 30 minut później.
Szłam powoli myśląc o tej trójce z parku. Byli bardzo przerażający. Mieli jasną skórę, a ich oczy wręcz błyszczały. Najbardziej bałam się tej blondynki, wyglądała tak jakby miała ochotę mnie zjeść. Wtedy przypomniały mi się te wszystkie legendy, jakie słyszałam od wszystkich moich znajomych i sąsiadów. Tyle, że to nie mogła być prawda. Może po prostu ja mam jakąś paranoję?
Westchnęłam głęboko i starałam się o tym nie myśleć.
Weszłam w tą ciemną uliczkę, powszechnie znaną jako "uliczkę śmierci". Nie miałam pojęcia dlaczego została tak nazwana i dlaczego nikt tędy nie chodzi. Nie byłam w stanie tego zrozumieć.
Nagle poczułam na sobie czyjś wzrok. To przecież nie było możliwe. Nikogo tu nie ma. Chyba naprawdę mam paranoję, pomyślałam.
Próbowałam wyrzucić z siebie tą myśl, że jestem obserwowana. Jednak to nie było możliwe. Czułam na sobie wzrok aż do domu. Kiedy weszłam do środka, poczułam się bezpiecznie. Zamknęłam drzwi na klucz i pobiegłam wziąć gorącą kąpiel.
Moi rodzice już spali, więc postanowiłam pójść w ich ślady.
Weszłam do pokoju i zerknęłam przez okno. Przed moim domem ujrzałam trójkę ludzi. Chodzili oni wkoło. Nie byłam w stanie stwierdzić kto to jest. Nie było wystarczająco światła.
Nagle jedna z nich podniosła głowę. Wydawało mi się, że patrzy na mnie. Spojrzałam na pozostałą dwójkę. Oni także patrzyli w moją stronę.
Odbiegłam od okna i wpadłam do łóżka. Zakryłam się po uszy kołdrą i zasnęłam.
___________________________________________________
Mam nadzieję, że podoba się pierwszy rozdział. Chciałabym poznać Waszą opinię o nim :)

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE