26 lutego 2014

Rozdział 7

Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam Jacob'a, a po chwili idącą w naszą stronę Rose. Dziewczyna trzymała dłoń przy szyi, a po jej dekolcie spływała mocno czerwona krew. Przestraszyłam się, nie miałam pojęcia co się wydarzyło. Po chwili mój brat wstał i podszedł do mojej przyjaciółki. Popatrzył jej w oczy, coś wyszeptał, ona kiwnęła głową i odeszła. Jacob zwrócił swój wzrok na mnie. Przekrzywił usta i wziął głęboki oddech. 
- Jak się czujesz? 
- Dobrze. Co się wczoraj stało? - spytałam niepewnie. 
- Nic takiego.
Powiedział to spokojnie, jednak w jego głosie wyczułam lekkie zdenerwowanie. Chłopak odwrócił się i patrzył w jeden punkt. 
Dopiero po chwili zauważyłam, że nie jestem ani u siebie, ani u Rose. Pomieszczenie, w którym się znajdowałam było mi całkowicie obce. Rozglądnęłam się dookoła. Zdecydowanie była to sypialnia. Pokój był dość duży i mroczny. Ściany były czarne, miejscami zdobione czerwonymi plamkami. Na środku, przy ścianie stało wielkie, metalowe łóżko, a po bokach znajdowały się czarne stoliczki. Po lewej stronie był ogromny regał na książki. Po prawej stronie stała drewniana komoda. Na suficie wisiał stary, ciemny żyrandol. Najbardziej przykuło moją uwagę to, że nie widziałam tutaj żadnego okna, w pomieszczeniu panował półmrok. Jedyne światło padało od małych lampek nocnych, które stały na stoliczkach. 
Pokój odrobinę mnie przerażał, ale był także tajemniczy. 
Nagle poczułam na mojej nodze dotyk, ciarki mnie przeszły. Zerknęłam na Jacob'a. Patrzył na mnie z troską i zmartwieniem. 
- Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze.
Pogładził moją dłoń, wstał, uśmiechnął się delikatnie i odszedł. 
Wyszłam z łóżka i poszłam za nim. Otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się niemały dom. Cały był urządzony tak jak tamta sypialnia. Pierwsze co rzucało się w oczy, to długie schody prowadzące do salonu. Na ścianach wisiały ogromne obrazy. W wystroju dominowały rzeczy drewniane i ciemne. 
Szukałam wzrokiem mojego brata, jednak nie znalazłam go. Położyłam dłoń na barierce od schodów i zaczęłam pomału schodzić na dół, przyglądając się wszystkiemu, co mnie otaczało. Po chwili znalazłam się w salonie. Byłam zachwycona i przerażona tym, co widziałam. Wystrój zapierał dech w piersiach swoją tajemniczością. 
- Lucy... - usłyszałam za sobą. 
Podskoczyłam ze strachu, a moje serce zaczęło walić jak oszalałe. Odwróciłam się, a za sobą ujrzałam Jacob'a. 
- Chcesz żebym zawału dostała?! - krzyknęłam. - Nie skradaj się tak! 
Chłopak zachichotał i uśmiechnął się. 
- Głodna? 
Kiwnęłam twierdząco głową i poszłam za Jacob'em. Znaleźliśmy się w kuchni, a obok była jadalnia z wielkim stołem. Pierwszy raz zobaczyłam tutaj okna. 
- Chodź - pociągnął mnie za sobą chłopak. Usiedliśmy razem przy stole. 
- Dość ciekawy dom - wypaliłam. 
Chłopak się zaśmiał. 
- Dzięki - popatrzył się na mnie szeroko się uśmiechając. - O! Mamy gości! - krzyknął radośnie spoglądając w stronę wejścia. 
Po chwili w jadalni pojawiła się blondynka i brunet. Dziewczyna przyglądnęła się Jacob'owi i przygryzła dolną wargę. 
- Cześć - powiedziała cała trójka jednocześnie. 
- Lucy - pisnęła blondynka. 
- Juliet - szepnął poważnie Jacob. Dziewczyna uśmiechnęła się szyderczo. - Daj jej spokój. 
- Jasne - odeszła. 
- Jestem Chris - uśmiechnął się do mnie. 
Poszliśmy wszyscy do salonu. Po chwili jednak zrobiłam się śpiąca i poszłam do sypialni. Rozglądnęłam się jeszcze raz po pomieszczeniu. W moje oczy rzucił się pewien pierścionek, który leżał na zeszycie. Ruszyłam w tamtą stronę. Wzięłam pierścionek do ręki. Sekundę później obok mnie pojawił się Jacob. 
- To moje - wyszeptał i zabrał biżuterię z mojej dłoni. 
- Skąd go masz? 
- Zapowiada się kolejne opowiadanie.
Uśmiechnęłam się szeroko. 
- Proszę. 
- Później. Chodź do nas. 
Kiwnęłam twierdząco głową i poszłam razem z nim. 
Wszyscy siedzieliśmy na sofie w salonie. W pewnym momencie Juliet zaczęła flirtować z Jacob'em, czego on wyraźnie nie zauważał. W pewnym momencie dziewczyna go przytuliła i pocałowała w policzek. Rozchyliła delikatnie usta. 
Nie rozumiałam dlaczego on jej się tak podoba i lubi go przytulać i całować. Nic nadzwyczajnego. 
Nadal ją obserwowałam. Oblizała usta. Jedna rzecz przykuła moją uwagę, jej zęby. Postanowiłam im się bardziej przyglądnąć, póki jej usta były rozchylone. 
Uzębienie Juliet zaostrzyło się. Z prostych zwykłych zębów, stały się kłami. Moje serce zaczęło walić jak szalone. Widok wampirzych kłów, jakie miała dziewczyna, na prawdę mnie wystraszył. 
Jacob i Chris spojrzeli na mnie, a potem na blondynkę. 
- Juliet! - wrzasnęli jednocześnie. Dziewczyna była zdezorientowana. 
Właśnie przeżyłam szok. Te wszystkie legendy... one mówiły prawdę. Wampiry i te wszystkie inne stworzenia. Chyba, że to jeden wielki żart i chcą mnie nabrać? 
Spojrzałam na mojego brata. 
- Lucy... To... Ona... 
Nagle straciłam przytomność, znowu. 
______________________________________
Przepraszam, że długo nie było żadnego rozdziału, ale nie bardzo mam czas. Chciałam usunąć bloga z tego powodu, a także dlatego, że pod poprzednim postem tylko dwie osoby dodały komentarze. Mimo wszystko postanowiłam się nie poddawać i napisałam coś z nadzieją, że dodacie więcej komentarzy z Waszymi szczerymi opiniami. Mam wrażenie, że piszę bez sensu, ale to nic. 
Dziękuję osobie, która dodała komentarz pod postem z informacją o zawieszeniu bloga. Treść komentarza: Nie koncz tego. Po co zaczynasz skoro zaraz konczysz? Non sens. Pisz dalej bo masz talent :). 
To na prawdę mnie zmotywowało i doszło do mnie, że do czegoś się zobowiązałam tworząc tego bloga. Więc... 
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE

14 lutego 2014

Rozdział 6


Wolnym krokiem poszłam do moich rodziców. Kiedy ich zobaczyłam moje serce zaczęło przyspieszać. Za niedługo miałam się dowiedzieć o tym, że to nie moja rodzina, a to wszystko to jedno wielkie kłamstwo. Bałam się poznać prawdy, ale stwierdziłam, że zaryzykuję. 
Wzięłam głęboki oddech. 
- Hej, Lucy - uśmiechnęła się do mnie kobieta, której nie mogłam nazwać moją matką. 
- Chciałabym z wami porozmawiać - wyszeptałam, starając się żeby mój głos się nie załamał. 
- O czym, kochanie? 
Wzięłam głęboki oddech.
- Co się dzieje? - spytał mój "ojciec". 
Zacisnęłam mocno powieki. Łzy same cisnęły mi się do oczu. Czułam, że zaraz rzucę się do ucieczki. 
- Czy wy... Jesteście moimi rodzicami? 
Wyszeptałam to najciszej jak mogłam. Na ich twarzach pojawiło się zmieszanie. Przygryzłam dolną wargę i spojrzałam na nich. 
- Dlaczego pytasz? 
- Był u mnie mój brat. 
Nastało milczenie. 
Czekałam niecierpliwie na odpowiedź. Moi "rodzice" zerknęli na siebie. W ich oczach było widać strach. Zacisnęłam dłonie w pięści. 
- Tak czy nie? - podniosłam głos. 
- No... kochanie - zaczął mężczyzna. 
Popatrzyłam na nich wyczekując odpowiedzi. 
- Nie - dokończyła kobieta. 
- Aha. 
Odpowiedziałam i poszłam do pokoju. Wściekłość i smutek opanowało moje ciało. 
Wyciągnęłam spod łóżka moją walizkę i wrzucałam do niej moje ubrania. 
- Lucy? - szepnęła Rose. - Co ty robisz? 
Nie przerywałam czynności. 
- Lucy? - powtórzyła moja przyjaciółka. 
Po kilku minutach byłam już spakowana. 
- Mogę zamieszkać z tobą? - wybełkotałam przez łzy. 
- Lucy...
Rose mocno mnie przytuliła. 
- Okłamali mnie. Nie chcę mieszkać z takimi kłamcami, którzy podawali się za moich rodziców. Nie chce! Nienawidzę ich! 
Zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Wtuliłam się w przyjaciółkę. 
- Możesz - wyszeptała. 
Długo roniłam łzy w jej ramionach. Kiedy nareszcie się uspokoiłam, podziękowałam jej i zmierzyłyśmy w stronę wyjścia. 
W pewnym momencie dorośli mnie zobaczyli. 
- Lucy! - krzyknęli równocześnie. 
- Nie mam zamiar z wami mieszkać - odpowiedziałam. - Nie chcę się zadawać z takimi kłamcami jak wy. Jesteście beznadziejni. Żegnam. 
Otworzyłam drzwi, wyszłam z Rose i trzasnęłam nimi. Ostatni raz usłyszałam jeszcze moje imię. Potem oddalałam się coraz bardziej. 
Po niedługiej chwili byłyśmy już u niej w domu. Jej mama przyjęła mnie z uśmiechem. Ciągle mówiła, że bardzo mi współczuje. 
Matka Rose była wspaniałą kobietą. Podczas nieobecności moich rodziców, zawsze z chęcią się mną zajmowała. Dostawałam od niej różnego rodzaju słodycze. Moje wizyty u nich w domu były codziennością, a nikomu to nie przeszkadzało. Nigdy nie miała do mnie pretensji nawet, jak zniszczyłam jej najcenniejszy wazon. Nie krzyczała. Uśmiechnęła się i posprzątała kawałki szkła. Miałam nadzieję, że moja prawdziwa mama jest taka sama. 
Rozgościłam się odrobinę, a potem Rose zaproponowała spacer. Wróciłam myślami do wakacji. Wtedy codziennie gdzieś razem wychodziłyśmy. Od początku roku, poza szkołą, widziałam się z nią tylko raz. Brakowało mi tego. 
Na wakacjach spotykałam się z Rose rano o 8, a do domu wracałam przed północą. Zawsze znalazłyśmy coś, czym zabiłybyśmy nudę. Raz poszłyśmy do galerii na wielkie zakupy. Innym razem wybrałyśmy się na długi spacer. Pamiętam też, jak poszłyśmy razem do skate parku. Razem z kolegami uczyłyśmy się jeździć na deskorolce. Towarzyszyło nam dużo śmiechu. Te dni spędzone były cudownie. Codziennie nowe wrażenia i coraz większa dawka śmiechu. Teraz wygląda to inaczej. Bardzo przejęłam się Jacob'em i Mark'iem. Tak, że zapomniałam o mojej przyjaciółce. Dziewczynie, która ze mną była odkąd pamiętam. Zawsze mnie pocieszała, to ona sprawiała, że na mojej twarzy gościł uśmiech i najważniejsze... Tylko ona jest taka jak ja. Spotkało mnie wielkie szczęście. Dziękowałam za to, że ją poznałam. 
Uśmiechnęłam się delikatnie do Rose. 
- Cieszę się, że jesteś - wyszeptałam i ją przytuliłam. Dziewczyna odwzajemniła uścisk. 
Pożegnałyśmy się z mamą mojej przyjaciółki i poszłyśmy na spacer. Zdążył już zapaść zmrok i ledwo było coś widać. Jedyne światło rzucały latarnie. Nie wiele to zmieniało, lecz sprawiało, że stawało się odrobinę jaśniej. Kiedy ktoś szedł, w oczy rzucała się tylko sylwetka, nic więcej. 
Idąc i rozmawiając z Rose, nagle zauważyłam cztery osoby, które wyłoniły się zza zakrętu. Do moich uszu nie dotarły żadne głosy, oprócz mojej przyjaciółki. Przyglądałam się im. Twarze nie były widoczne. 
Po chwili usłyszałam łapczywe: "Lucy" i poczułam upadek. Zaraz po tym usłyszałam głos Jacob'a. Wykrzyczał słowa: "zostaw ją, Butler!", a potem nie słyszałam już nic. Wydawało mi się, że straciłam przytomność. Nie wiedziałam co się stało. 
______________________________________
Przepraszam za opóźniony 6 rozdział. Starałam się go dodać już w poniedziałek, ale szkoła nie pozwoliła mi na to. Przepraszam, za spóźnienie. Mimo wszystko mam nadzieję, że się podoba.

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE 

3 lutego 2014

Rozdział 5

Zerknęłam na niego kątem oka. 
- Chcę teraz zrozumieć.
- Lucy... To nie takie proste jak ci się wydaje. 
- Powiedz mi co się dzieje. O co ci chodzi? 
- Kiedyś się dowiesz. 
Zaczęło mnie odrobinę irytować zachowanie Jacob'a. Czułam, że ukrywa przede mną coś, co powinnam wiedzieć. Wzięłam głęboki oddech. 
- Kiedyś?! Ja chcę już, teraz, w tej chwili - podniosłam głos i stanęłam przed nim. 
- Lucy...
- No co?! Co Lucy?!
- Uspokój się. 
- To mi powiedz! 
- Nie. 
Jacob ciągle zachowywał kamienną twarz i mówił niesamowicie spokojnym głosem. Moje krzyki i protesty go nie ruszały. Nie wiedziałam co mogę zrobić żeby mi powiedział. 
Miałam zamiar wykrzyczeć kolejne słowa, ale chłopak mi nie pozwolił. 
- Lucy. Nie krzycz, proszę. Jeszcze ktoś się dowie, że tutaj jestem. Proszę ucisz się. 
Popatrzył mi w oczy. Kiwnęłam twierdząco głową. 
- Ale powiedz mi - szepnęłam. 
- Nie uwierzysz mi. 
- Tego nie wiesz.
- Domyślam się. 
- Proszę. 
Westchnął. 
- No dobrze, usiądź.  
Uśmiechnęłam się tryumfalnie i zrobiłam to co mówił. Popatrzył mi głęboko w oczy. 
- Zamieniam się w słuch. 
Usiadł obok mnie.
- Znam cię od dziecka. Pamiętam jak się urodziłaś. Byłaś bardzo kochana, taka rozkoszna. Rodzice bali się, że cię skrzywdzę, że ci coś zrobię. Nigdy nie mogłem cię dotknąć, a zawsze o tym marzyłem. Byłaś taka krucha, delikatna, inna. Wywoływałaś u mnie zdziwienie. Nigdy nie widziałem nikogo takiego jak ty. To dla nas wszystkich był szok - westchnął. - Miałem wtedy 6 lat. Nie pamiętam wiele, zostały tylko niektóre wrażenia i uczucia. Jak to wszystko wyglądało, powiedzieli mi rodzice.
Nie mogliśmy w domu trzymać człowieka. Postanowiliśmy, że oddamy cię innej rodzinie. Odwiedziliśmy ich wiele i praktycznie żadna nie chciała cię przyjąć. W końcu trafiliśmy na Shelley'ów. Stwierdziliśmy, że będą odpowiedni ze względu na nazwisko. Okazało się, że nie mogli mieć dzieci, a bardzo chcieli. Kiedy dowiedzieli się, że mamy cię do oddania, od razu się zgodzili i zabrali cię. Od tamtej pory już cię nie widzieliśmy. Jednak po 17-stu latach natrafiłem na twój trop. Wiedziałem, że to ty, bo zapamiętałem twój zapach. Powiedziałem o tym rodzicom, ale oni kazali mi cię zostawić w spokoju. Zignorowałem to. Zebrałem przyjaciół, Juliet i Chris'a. Nie znali twojej historii, ale zgodzili się ze mną pójść, tylko po to żeby pozwiedzać. W końcu cię znalazłem. Po tylu tygodniach. Chciałaś wiedzieć, więc ci powiedziałem, wszystko co powinnaś wiedzieć.
Nastało milczenie.
Nie mieściło mi się to w głowie. To nie byli moi rodzice. Jacob to mój brat. Oszukali mnie.
Po moim policzku zaczęły spływać łzy. Zacisnęłam powieki. W mojej głowie aż roiło się od pytań. Zerknęłam na Jacob'a. Był zmieszany, nie wiedział co zrobić. Tylko to byłam w stanie wyczytać z jego twarzy. Przysunęłam się do niego i wtuliłam się w jego ciało. Poczułam bijący od niego chłód.
Chłopak od razu mnie od siebie odsunął, odskoczył ode mnie.
- Coś się stało? - spytałam go przez łzy.
- Nigdy tak nie rób - powiedział przestraszony, zaciskając dłonie w pięść.
- Przepraszam.
- Powinienem już iść.
Przeraziło mnie to co zobaczyłam, kiedy zerknęłam na niego jeszcze raz. Jacob patrzył na mnie łapczywym wzrokiem, jego oczy zmieniały kolor. Zaczynały robić się coraz jaśniejsze. Jego szczęka była mocno zaciśnięta.
- Jacob? - wyszeptałam przestraszona.
- Do zobaczenia.
Zniknął.
Nie wiedziałam kiedy i jak to zrobił. Nawet ślad po nim nie został.
Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam gorzko płakać. Moje życie to jedno wielkie kłamstwo. Nigdy nie było w nim ani grosza prawdy. Wszystko zaczęło tracić sens. Nagle przypomniałam sobie o osobie, która zawsze przy mnie była, o mojej przyjaciółce, o Rose. Chwyciłam szybko telefon i zadzwoniłam do niej. Po chwili dziewczyna przyszła do mnie. Krztusząc się łzami, opowiedziałam jej o wszystkim, co się dowiedziałam. Wszystko to strasznie przeżywałam. Nie na co dzień dostaje się informacje o tym, że pochodzi się z całkiem innej rodziny.
Rose pocieszyła mnie odrobinę, mówiąc, że może on to wszystko wymyślił, i że to nie prawda. Na koniec mocno mnie przytuliła.
- Boję się - wyszeptałam.
- Wszystko będzie dobrze. Porozmawiaj z nimi o tym - położyła mi dłoń na ramieniu. - Zobaczysz, wszystko się ułoży.
Kiwnęłam twierdząco głową i ponownie się do niej przytuliłam.
- Zostaniesz ze mną?
- Ile tylko będziesz chciała.
Siedziałyśmy przez dłuższy czas w milczeniu.
Rose była zdecydowanie moją najlepszą przyjaciółką, nikt nie mógł jej zastąpić. Można spokojnie powiedzieć, że jest na prawdę szczerą, wrażliwą, troskliwą, pełną poczucia humoru i pozytywnie nastawioną do świata osobą. Nie nam nikogo takiego jak ona. Tylko mi pozazdrościć kogoś takiego jak ona. Nie pozwala mi się przejmować, otwarcie mi o wszystkim mówi, pomaga, pociesza, kiedy trzeba przychodzi. Nie można znaleźć na prawdę nikogo lepszego. W końcu... to moja Rose.
Uśmiechnęłam się do niej delikatnie.
- Dziękuję za to, że jesteś - wyszeptałam.
- Byłam, jestem i zawsze będę - uśmiechnęła się do mnie i mocniej mnie przytuliła.
Po chwili zmieniła temat na bardziej wesoły, bylebym tylko nie zadręczała się wydarzeniami sprzed ostatnich kilku godzin.
W takim towarzystwie czekałam na przyjazd rodziców. Gdy tylko przyjechali, wiedziałam, że nie czeka mnie miła rozmowa. Teraz miało się wszystko wyjaśnić. Mój strach był nie do opisania. Rose oczywiście powtarzała, że będzie dobrze, ale gdzieś w głębi czułam, że Jacob by mnie nie okłamał, ufałam mu. Mimo wszystko nie chciałam żeby to co powiedział okazało się prawdą. Jednak jego opowiadanie o tym było pełne emocji. Wydawało mi się, że przeżywał to wszystko od nowa. Podziwiałam go za taką szczerość. Równie dobrze mógł mnie zignorować i odejść, ale nie zrobił tego. Wysłuchał mojej prośby, powiedział mi. Jednakże wiem, że nie dowiedziałam się wszystkiego, i że jest jeszcze jakaś rzecz, którą przede mną ukrywa. Musiałam się za wszelką cenę dowiedzieć, co to takiego, ale teraz miałam co innego do zrobienia. Moim zadaniem było porozmawiać z rodzicami i wyciągnąć od nich prawdę. Czekała mnie długa rozmowa.
_______________________________
Przepraszam z góry, że rozdział nie został dodany w sobotę. Kompletnie o nim zapomniałam. Przepraszam Was bardzo. Jednak nareszcie go napisałam. Coś zaczęło się dziać i mam nadzieję, że akcja się spodoba. Czekam na Wasze opinie, które zamieszczacie w postaci komentarzy na dole.

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE