25 grudnia 2014

Rozdział 9

- Tak wygląda słodka zemsta - wyszeptał i uśmiechnął się łobuzersko. Wiedziałam, że skończy się to wszystko źle. Moje dłonie zaczęły się pocić, oddech przyspieszył. Wbił swoje ostre kły w moją szyję, ale nie na długo, jednak to wystarczyło żebym poczuła przeszywający ból. Przed oczami widziałam czarne plamy, każdy dźwięk stał się głuchy. Usłyszałam tylko: "Lucy, uciekaj!" i nagle zniknęło wszystko. Czarność ogarnęła świat. 

- Jacob, uważaj.
- Co z nią jest nie tak? 
- Jest mała, bezbronna. 
- Nie rozumiem, przecież jest taka jak my. 
- Mylisz się, Jacob. Ona jest człowiekiem. 
- CZŁOWIEKIEM?! JAK TO?!
- Nie słyszysz bicia jej serca? Nie słyszysz jak jej krew rozbija się o ścianki tętnic i żył? Jak spokojnie oddycha? 
- No tak. Co teraz?
- Nie możemy jej przy sobie trzymać. Nie będzie z nami bezpieczna. 
- Co chcesz zrobić? 
- Rozmawiałam z ojcem. Znaleźliśmy rodzinę o takim samym nazwisku. 
- Tak po prostu ją oddacie?
- Nie mamy wyjścia. Robimy to dla niej. 

- Lucy, błagam. Bądź silna. Dasz radę. Proszę - usłyszałam nerwowy głos brata.
Otworzyłam oczy. Zobaczyłam go. Uśmiechnęłam się. Nagle ból zaczął rozdzierać moje ciało. Krzyczałam. Płakałam. Nie wiedziałam co się dzieje, co mam robić. Nie mogłam się ruszać. Pojawiło się nade mną kilku lekarzy. Poczułam na prawdę delikatne ukłucie. 
- Podaliśmy lek przeciwbólowy. 
Usłyszałam to, a jednak ból nie ustępował, wręcz przeciwnie, ciągle się nasilał. Zacisnęłam powieki. Krzyczałam dalej, ale coraz głośniej. Znów poczułam delikatne ukłucie. Tym razem osłabiło mnie to. Nie mogłam krzyczeć, nie potrafiłam. Z oczu leciały mi tylko łzy. 
- Dziękuję - powiedział Jacob i pochylił się nade mną. Położył dłoń na moim policzku. Spojrzałam na niego, ciągle płacząc. Jego skóra była okropnie blada. Jego klatka piersiowa nie ruszała się. Przerażało mnie to. Chciałam go spytać co się dzieje, ale nie mogłam. Uchyliłam tylko usta, a żaden dźwięk się nie wydobył. Do tego ból nadal nie ustępował. Zdobyłam odrobinę sił i złapałam się dłoniom za szyję. Była ona strasznie twarda. Z oczu Jacob'a wypłynęło kilka łez. Chwycił mnie za rękę. 
- Będzie dobrze. Zobaczysz - wyszeptał. 
Wyraźnie się o mnie martwił. Można powiedzieć, że nawet się bał i to bardzo. Po chwili pojawiły się przy nim dwie osoby. Kobieta i mężczyzna. Nie widziałam ich przedtem nigdy w życiu, ale mimo to wydawało mi się, że ich znam. Czułam jakbym spędziła z nimi mnóstwo czasu. A ta kobieta... To ją widziałam w śnie. To ona mówiła, że nie mogą jej przy sobie trzymać. Tylko kogo? Do tego imię Jacob. Albo miałam na prawdę dziwny sen, albo podczas mojej "nieobecności" przypomniał mi się moment z dzieciństwa. Trudno było mi to zrozumieć. Obydwoje patrzyli na mnie z taką troską. Wyglądali lepiej niż Jacob, ale też bardzo się bali. 
Kobieta uśmiechnęła się. Pogładziła dłonią mój policzek. Poczułam bardzo przyjemny zapach. Co dziwne, już go kiedyś czułam. 
- Uratujemy Cię, obiecuję - szepnęła i pocałowała mnie w czoło. Położyła dłoń na moim sercu. Ból osłabł. Zamknęłam oczy i zasnęłam. 
_________________________________________________
Znów długa nieobecność na blogu. Ten rozdział napisałam chyba dla siebie. Nikt już tego nie czyta. To pewnie dlatego, że tak to wszystko zaniedbałam. Napisałam dziś na szybko rozdział. Mam nadzieję, że wrócicie do czytania go i komentowania, bo tylko dlatego kiedykolwiek coś pisałam. Jeżeli czytają to tylko dwie osoby, to chyba nie ma sensu tego dalej ciągnąć i nie będę już pisać. Tak mi się wydaje. Potrzebuję prawdziwej motywacji, a motywacją są ludzie, którzy czytają mojego bloga z przyjemnością. Dla takich ludzi właśnie się pisze, ale jeżeli nie ma nikogo takiego to nie ma sensu prowadzić tego bloga. Poczekam chwilę, jeżeli będą zmiany to zostanę, jeżeli nie, to przykro mi. 

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE