27 stycznia 2014

INFO

Witam, 
Chciałam Was wszystkich poinformować, o tym, że rozdziały na tym blogu postaram się dodawać, co tydzień, w sobotę. Jest to dzień wolny od szkoły, więc wydaje mi się w miarę rozsądny. Jeżeli bym nie mogła wstawić kolejnego rozdziału, z przyczyn prywatnych czy nauki, pojawi się on w innym dniu tygodnia lub na następny dzień. Postaram się jednak dotrzymać słowa. 
DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ

24 stycznia 2014

Rozdział 4

Wróciłam na końcówkę geografii. Delikatnie zapukałam w drzwi i otworzyłam je. Nauczycielka popatrzyła na mnie obojętnie. Przeprosiłam ją za nieobecność i usiadłam w ławce. Każda osoba w klasie mi się przyglądała, niektórzy coś między sobą szeptali. Położyłam torbę obok krzesła i próbowałam się skupić na tym, co mówiła nauczycielka. 
Po dzwonku musiałam zostać w klasie. Usłyszałam kazanie i ostatecznie mi się upiekło. Dostałam ostrzeżenie i wyszłam.  
Lekcje nareszcie się skończyły, a ja ruszyłam w stronę domu. 
Kiedy byłam na miejscu, zamknęłam drzwi i poszłam w stronę kuchni. Po drodze znalazłam karteczkę od mamy. 
Lucy,
Pojechaliśmy z tatą do dziadków. W lodówce masz obiad, to sobie odgrzej. Powinniśmy wrócić wieczorem. 
Kocham Cię, 
Mama. 
Odłożyłam kartkę i zaczęłam odgrzewać sobie jedzenie. 
Zaraz po zjedzeniu i uprzątnięciu naczyń, zabrałam się do nauki. Rozłożyłam książki na stole i zaczęłam czytać materiał. 
Byłam w połowie rozdziału z matematyki, kiedy usłyszałam dzwonek. Odeszłam od stołu i zmierzyłam w stronę drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam Mark'a. Uśmiechnął się szeroko. Westchnęłam. 
- Nie mam czasu - wybełkotałam i próbowałam zamknąć drzwi, ale on położył na nich rękę. Usłyszałam trzaśnięcie. 
- To nic. Poczekam. 
Wszedł jak gdyby nigdy nic do środka. Rozglądnął się dookoła, zdjął kurtkę i wparował do salonu. 
Zdenerwowało mnie jego zachowanie, jednak tylko przewróciłam oczami i podeszłam do niego. 
- Muszę się uczyć. 
- Zaczekam. 
- Nie będę mogła się skupić. Wyjdź. 
- Nie. 
Pocałował mnie w policzek i usiadł na sofie. Rozsiadł się i włączył telewizor. Ściszył go tak, że ledwo było coś słychać. 
- Nie przeszkadzaj sobie - mruknął, patrząc w ekran. 
Usiadłam przy stole i wróciłam do przerabiania materiału.
Nie mogłam się skupić. Czułam, że Mark cały czas mnie obserwuje. Nagle pojawił się obok mnie.
- Chodźmy na górę - szepnął mi do ucha.
- Muszę się uczyć - zaprotestowałam mu szybko.
- Ale widzę, że jesteś już zmęczona i masz dość. Zrób sobie przerwę.
- Nie.
Włożyłam nos w książkę i starałam się go ignorować. Po chwili, jednak chwycił mnie za podbródek i obrócił moją głowę tak, że patrzyłam na niego. Po raz kolejny utonęłam w jego oczach.
- Idziemy na górę, dobrze?
Był strasznie pociągający. Nie wiedziałam co robię. Kiedy na niego patrzyłam, czułam się nieobecna. Na nic nie zważałam. Liczył się tylko on, nic innego.
Kiwnęłam twierdząco głową, a on uśmiechnął się łobuzersko. Wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju. Położył mnie na łóżku, a ja nie odrywałam od niego wzroku. Byłam jakby zahipnotyzowana.
Mark na początku złożył na moich ustach delikatny pocałunek, a potem zaczął być bardziej namiętny. Niesamowicie mi się to podobało. Nagle, w pewnym momencie zjechał w dół na szyję. Moje serce przyspieszyło. Chłopak zaczął całować mnie po dekolcie. W pewnej chwili przestał, jednak dalej czułam jego oddech na sobie. Uspakajało mnie to odrobinę.
- Zostaw ją.
Usłyszałam nagle warknięcie i w ciągu sekundy przestałam czuć jego obecność. Otworzyłam oczy i nerwowo rozglądnęłam się po pokoju.
Niedaleko łóżka, na podłodze leżał Mark, a nad nim znajdował się Jacob, który trzymał jego ręce.
- Nie dotykaj jej - warknął Jacob. - Nie masz prawa.
- Nie zabronisz mi - odpowiedział mu tym samym tonem Mark.
- Jej to nie dotyczy. To sprawa między wami a nami. Ona nie ma z tym nic wspólnego.
Nagle chłopaki zamienili się miejscami i to teraz Mark trzymał Jacob'a.
- Policzymy się jeszcze, Shelley.
Powiedział i zniknął za oknem.
Serce waliło mi jak oszalałe. Nie wiedziałam co mam robić, nie miałam pojęcia co tu się tak właściwie wydarzyło. Dlaczego on go zaatakował?
Jacob wstał i podszedł do mnie.
- Nic ci nie jest? - spytał.
- Nie - odpowiedziałam mu stanowczo.
Nie znaliśmy się. Nie miał prawa go ode mnie zabierać. Przecież on nic nie chciał mi zrobić. A może się myliłam. Słowa chłopaków mnie zastanawiały. O co im w ogóle chodziło?
Chłopak zdawał się rozumieć, co czuję.
- To dla twojego dobra, uwierz mi - skierował swój wzrok na moją szyję i przyglądał jej się badawczo. - Kiedyś zrozumiesz...
____________________________________________
Miałam wolną chwilę, więc napisałam ten rozdział :) Nareszcie zaczyna się coś dziać :D
Jeżeli komuś podoba się ten blog, byłabym bardzo wdzięczna, gdyby polecił go znajomym. Niezmiernie się dla mnie liczy to ile osób czyta moje opowiadanie i czy ono się podoba. W pewien sposób mnie to motywuje do dalszego pisania, więc dziękowałabym także za komentarze. To naprawdę motywuje i decyduje o tym czy dalej mam pisać.

DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ I PRZECZYTANIE ROZDZIAŁU

19 stycznia 2014

Rozdział 3

Wziął głęboki oddech i popatrzył mi głęboko w oczy. Wyglądał tak jakby coś w nich zobaczył. Zamarł na chwilę w bezruchu. 
- Lucy, wróciliśmy! - usłyszałam głos mojej mamy. 
Jacob wstał jak oparzony. 
- Nie mogą się dowiedzieć, że tu byłem. 
Popatrzył na mnie. Zrozumiałam, że miałam nie mówić nikomu o jego przyjściu. 
- Muszę iść - wymamrotał jakby do siebie. 
- Jak masz zamiar to zrobić? Zauważą cię. 
- Przez okno.
- Zrobisz sobie krzywdę - odpowiedziałam mu szybko.
- Nic mi nie będzie. Do zobaczenia.
Puścił mi oczko i wyskoczył. Pobiegłam sprawdzić czy nic mu się nie stało. Zobaczyłam go idącego spokojnie chodnikiem.
Weszłam do łóżka, pod kołdrę i wzięłam książkę. Udawałam, że treść mnie wciągnęła.
Po chwili do pokoju weszli moi rodzice i wypytywali mnie o miniony dzień. Kiedy wyszli odłożyłam powieść i podeszłam do okna wyglądając Jacob'a. Miałam cichą nadzieję, że wróci i wszystko mi opowie.
Czekałam na niego do północy, potem zwątpiłam i położyłam się spać.
Rano, jak tylko się obudziłam, poszłam załatwić wszystkie rzeczy, takie jak jedzenie, włosy, makijaż itp. Po skończeniu tych czynności, wyszłam do szkoły.
Zaraz przed wejściem spotkałam Rose. W jej towarzystwie poszłam do mojej szafki.
- Widziałaś tego nowego? - powiedziała zamyślona.
- Tak.
- Jest cudowny - westchnęła z zachwytu.
- Nie przyglądałam mu się.
Odpowiadałam jej przeszukując moją szafkę.
- To popatrz. Właśnie idzie - mruknęła.
Odwróciłam się i przyglądałam mu się.
Szedł, badając twarze uczniów. Miał dłuższe, blond włosy i zielone oczy. Jego skóra była blada. Musiałam przyznać Rose rację, był przystojny.
Nagle jego wzrok padł na mnie. Szedł przyglądając mi się bacznie. Na moment wstrzymałam oddech, nie ruszałam się. Uśmiechnął się cwaniacko i odszedł.
Przerażenie przepełniło moje ciało. Jego wzrok był lodowaty. Wydawało mi się, że mnie nienawidzi, gardzi mną. Nie znaliśmy się, ale takie odniosłam wrażenie. Kiedy nasze oczy się spotkały, moje serce zdawało się zatrzymać. Nigdy nie czułam czegoś podobnego.
Nagle zadzwonił dzwonek na lekcje. Zamknęłam szafkę i udałam się do klasy.
Usiadłam w ławce i rozglądnęłam się dookoła. Mój wzrok zatrzymał się na tym chłopaku. Wziął głęboki oddech, przyglądnął mi się i wstał. Podszedł do mojego sąsiada z ławki.
- Zamień się miejscem - powiedział do niego stanowczo.
Mój kolega kiwnął twierdząco głową i odszedł.
Chłopak usiadł obok mnie. Odwróciłam od niego wzrok, jednak czułem, że cały czas mnie obserwuje.
- Mark Butler.
Szepnął mi do ucha.
Miał bardzo przyjemny, lekko zachrypnięty głos.
- Lucy Shelley.
- Shelley?! - podniósł głos. Był bardzo zaskoczony. Popatrzyłam na niego.
- Cisza - skarcił go nauczyciel.
Chłopak zerknął na niego lodowatym wzrokiem. Po chwili wstał i wyszedł.
Próbowałam sobie wyjaśnić jego zachowanie, ale nie byłam w stanie. Przez kilka lekcji dręczyło mnie to co się wydarzyło.
Nareszcie nadeszła pora na lunch. Usiadałam ze znajomymi. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
Nagle podszedł do nas Mark.
- Możemy porozmawiać? - zwrócił się do mnie.
Rose wytrzeszczyła oczy.
Zawahałam się na chwilę.
- Dobrze.
Wybełkotałam, wstałam i poszłam z nim.
- Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Po prostu to bardzo rzadkie nazwisko, a kiedyś znałem takiego jednego. Myślałam, że może jesteś spokrewniona, ale on był całkiem inny.
Kiwnęłam twierdząco głową, a on uśmiechnął się przepraszająco.
Przechadzaliśmy się korytarzami, rozmawiając. Nagle zadzwonił dzwonek.
- Muszę iść.
Wybełkotałam i odwróciłam się.
- Zostań ze mną.
Złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Patrzyliśmy sobie w oczy. Znowu nie byłam w stanie się poruszyć i z trudnością oddychałam. Nagle jego wzrok przestał być lodowaty. Sprawiał, że traciłam zmysły.
Stałam nieruchomo wpatrując się w niego. Całkiem zapomniałam o lekcji.
Nagle Mark wpił się w moje usta. Zaczął mnie namiętnie całować. Podobało mi się to. Z każdą chwilą był coraz bardziej zachłanny.
Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Opuściłam lekcje, a byłam wzorową uczennicą. Oddałam się chłopakowi, którego nie znałam.
- Panno Shelley - usłyszałam za sobą nauczycielkę od geografii.
Próbowałam się oderwać od chłopaka, ale on mi na to nie pozwalał. Jedną ręką złapał mnie w tali i przyparł do swojego ciała, a drugą trzymał moją głowę.
Nauczycielka odchrząknęła.
Przestałam odwzajemniać pocałunki i próbowałam mu się wyrwać, jednak on był na tyle silny, że nie dawał mi możliwości na jakikolwiek ruch.
- Do zobaczenia u dyrektora, dzieci.
Słyszałam jej kroki. Odeszła.
Chłopak nadal nie przestawał. Trzymał mnie i nie pozwalał odejść. Ja wciąż próbowałam się od niego oderwać. W końcu się poddałam. Chwilę po tym Mark mnie puścił i odsunął się ode mnie. Popatrzyłam na niego piorunującym wzrokiem, a on uśmiechał się tryumfalnie.
- Przyjdę do ciebie wieczorem. Czekaj na mnie.
Szepnął mi do ucha i odszedł.
Kręciło mi się w głowie i ciężko oddychałam. Oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy. Próbowałam dojść do siebie. Zajęło mi to dość dużo czasu.

Mark Butler 
__________________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział się podoba i czekam na komentarze :)

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE 

5 stycznia 2014

Rozdział 2

Wyszłam leniwie z łóżka i zmierzyłam w stronę okna. Sprawdziłam czy nikogo w pobliżu nie ma. Ujrzałam tylko i wyłącznie ludzi z mojej szkoły. Odetchnęłam z ulgą. Wyszłam z pokoju i poszłam zrobić sobie pożywne śniadanie. Ku mojemu zaskoczeniu było ono już gotowe. Zjadłam je i poszłam się ubrać. Potem przeczesałam włosy i pomalowałam się. Spakowałam plecak i ruszyłam do szkoły. 
Przy wejściu zostałam mile zaskoczona. Kilku chłopaków proponowało mi pomocy, gdyż twierdzili, że mam bardzo ciężki plecak i strasznie się z nim męczę. Podziękowałam im i poszłam dalej. Doszłam do mojej szafki, a koło niej spotkałam Rose.
Nagle dzwonek zadzwonił i musiałyśmy iść na lekcje. Spojrzałyśmy na plan. Okazało się, że miałyśmy teraz biologię. Wyjęłam potrzebne książki i poszłam z moją przyjaciółką. 
Na lekcji starannie notowałam wszystko to, co mówił nauczyciel. Wyjątkowo go lubiłam. Był sympatycznym człowiekiem i miał niesamowitą cierpliwość do uczniów. Pragnę też zauważyć, że zawsze stawiał dobre oceny. To kolejny jego plus. 
Po kilku lekcjach nadeszła pora na lunch. Usiadłam razem z moim znajomymi i Rose. W tym towarzystwie czas spędzałam bardzo miło. Wygłupialiśmy się i opowiadaliśmy o swoich wakacjach. W końcu nadeszła pora na historię, najgorszy przedmiot, tak jak i nauczyciel. Nie byłam w stanie zrozumieć nic z tego co mówi, nie wiedziałam nawet jaki to przedmiot. Nie cierpiałam historii.
Weszłam do klasy i usiadłam w swojej ławce. Otworzyłam zeszyt i czekałam na podyktowanie tematu. Kiedy go zapisałam zaczęło się opowiadanie.
Usiadłam wygodnie i wpatrywałam się w zegarek. Czas leciał strasznie wolno. Żeby jakoś zabić nudę zerknęłam przez okno. Za nim ujrzałam wysokiego blondyna, tego samego co widziałam wczoraj w parku. Okropnie się wystraszyłam i czym prędzej odwróciłam głowę. Kiedy spojrzałam jeszcze raz w tamto samo miejsce, jego już tam nie było. Widocznie miałam coś z głową.
- Przepraszam - wymamrotałam i podniosłam rękę. Nauczyciel popatrzył się na mnie. - Mogę wyjść do ubikacji?
Kiwnął twierdząco głową.
Odsunęłam się od ławki i wyszłam.
Zmierzyłam w stronę łazienki. Stanęłam przed lusterkiem i popatrzyłam w nie. Wyglądałam całkiem w porządku.
- Co się ze mną dzieje? - szepnęłam do siebie.
- A co ma się dziać? - usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się napięcie. Za mną stała blondynka z parku.
- Skąd... Jak... Kiedy?
- Ojej... Pogubiłaś się? - zadrwiła ze mnie.
- Ja... Muszę już iść - wymamrotałam i podeszłam do drzwi.
- Gdzie ci się spieszy?
Złapała mnie za nadgarstek ze straszną siłą. Przyciągnęła mnie do siebie, a potem przyparła do ściany.
- Nigdzie nie idziesz - uśmiechnęła się i nachyliła nade mną.
Nie miałam pojęcia o co chodzi. Co tu się tak właściwie dzieje?
- Juliet...
Obok mnie pojawił się ten sam blondyn.
- Proszę - mruknęła dziewczyna, a on pokiwał przecząco głową.
Westchnęła i odeszła ode mnie. Chłopak spiorunował ją wzrokiem.
- Zmykaj - zwrócił się do mnie.
Popatrzyłam na nich.
- To chore - burknęłam i wyszłam.
Zmierzałam w stronę klasy, kiedy zadzwonił dzwonek. Zaczęłam biec. Wpadłam do sali i zabrałam swoje rzeczy. Pożegnałam się z nauczycielem i pospieszyłam szukać Rose.  Jak tylko ją znalazłam opowiedziałam jej wszystko co działo się na tej lekcji. Dziewczyna szybko stwierdziła, że to niemożliwe. Nie wierzyła mi. Ta wiadomość mnie odrobinę przybiła, ale miałam zamiar jej udowodnić, że dzieje się tutaj coś dziwnego.
Dzień w szkole dobiegł końca. Pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam do domu.
Idąc "uliczką śmierci", ponownie czułam na sobie wzrok. To było bardzo nieprzyjemne uczucie, aż mnie ciarki przechodziły.
Zatrzymałam się na moment i rozglądnęłam wokoło. Nikogo nie widziałam. Westchnęłam i poszłam dalej.
Kiedy byłam już na miejscu zabrałam się za naukę. W miarę szybko zrobiłam wszystkie zadania.
Rodzice poszli do znajomych, więc zostałam sama w domu. Siadłam przed telewizorem i zaczęłam oglądać. Nie było nic ciekawego, więc go wyłączyłam i poszłam coś zjeść.
Znudzona szwendałam się po domu.
W końcu poszłam wziąć prysznic, a potem wzięłam moją ulubioną książkę, weszłam pod kołdrę i zaczęłam czytać.
Nagle ponownie poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Pomyślałam, że wyobraźnia płata mi figle.
Włożyłam nos w książkę i nie miałam zamiaru się tym przejmować. Jednak uniemożliwił mi to cień, który zobaczyłam nad powieścią. Strasznie się wystraszyłam. Potem stwierdziłam, że to tylko moja wyobraźnia.
Następne wydarzenie zaprzeczyło temu, że to tylko moje wymysły.
Światło w moim pokoju, które było zgaszone, nagle się zaświeciło, a przede mną staną, ten blondyn.
Podkurczyłam nogi i patrzyłam się na niego. Byłam wystraszona i sparaliżowana. Nie miałam pojęcia co tu się dzieje.
Chłopak uśmiechnął się delikatnie.
- Ale się boisz - prychnął. - Spokojnie. Nic ci nie zrobię, jesteś przy mnie bezpieczna.
- K-kim jesteś?
- Ohh... Faktycznie. Ty mnie nie znasz.
Posmutniał odrobinę i usiadł obok mnie.
- Jestem Jacob Shelley.
- S-Shelley?
- Tak.
- Czemu masz na nazwisko tak jak ja?
Zaśmiał się.
- To długa historia.
Wzięłam głęboki oddech.
- Mam czas.
Pokiwał twierdząco głową i usiadł na przeciwko mnie.
- Na pewno chcesz żebym ci to opowiedział?
- Tak.
Odpowiedziałam mu pewnie.
- No dobrze, ale pozwól, że zrobimy atmosferę - puścił mi oczko.
Podszedł to przełącznika i zgasił światło, a zaświecił lampkę, która stała koło mojego łóżka.
Nie wiedziałam co chce mi powiedzieć, ale czym prędzej chciałam się o tym dowiedzieć. To, że mamy takie samo nazwisko, musiało o czymś świadczyć. Pomyślałam, że może to mój brat lub coś w tym stylu.
Przyglądałam mu się, ale nie mogłam sobie przypomnieć tej twarzy. Był mi całkiem obcy, nie znałam go. Do tego mnie przerażał.
Z niecierpliwością czekałam na to, co ma mi do powiedzenia.
______________________________________________
I jest rozdział drugi! Mam nadzieję, że się podoba. Czekam na Wasze opinie.

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE

2 stycznia 2014

Rozdział 1

Szłam pomału długą, ciemną uliczką w stronę domu. Wiatr rozwiewał moje włosy w różne strony i powodował gęsią skórkę na moim ciele. 
Idąc myślałam o tym co by było, gdyby ktoś zza mnie wyskoczył i chciałby mnie uprowadzić. Nigdy się tym w zasadzie nie przejmowałam, jednak przeszło mi coś takiego przez myśl. Mimo wszystko szłam dalej. Od mojego domu dzieliło mnie niecałe 200 metrów. Wzięłam głęboki oddech, uniosłam do góry głowę i próbowałam zobaczyć cokolwiek. 
Pochodzę z najmniejszego miasta w Anglii, tj. Wells. Zdaniem wielu ludzi jest to bardzo tajemnicze miasto. Nigdy nie rozumiałam dlaczego. Przecież nie ma w nim nic takiego, to zwykłe miasto, jak każde. 
Słyszałam też pogłoski, że dzieje się tu wiele dziwnych rzeczy. Nigdy nie mogłam pojąć dlaczego ludzie wymyślają takie bajki i jak mogą wierzyć w różne stare legendy. To chore.
Moja i Rose rodzina należały do nielicznych, które nie wierzyły w to wszystko. Tak bardzo dziękowałam za to, że znalazłam kogoś, kto ma takie same poglądy jak ja. Razem tworzymy zgraną przyjaźń i nigdy się nie rozstajemy... No prawie nigdy. Przyjaźnimy się od dzieciństwa. Poznałyśmy się jak miałyśmy ok. 6 lat. Uważam, że nic lepszego jak ona nie mogło mi się przydarzyć.
Wracając do teraźniejszości... Już jutro początek nowego roku. Koniec lenistwa, trzeba iść do szkoły i się uczyć. HURA! Mimo wszystko spotkam tam moich znajomych, z którymi nie miałam okazji spotkać się na wakacjach, a bardzo się za nimi stęskniłam. Miałam też nadzieję, że ktoś nowy dołączy do naszej szkoły. Miło by było zobaczyć jakąś nową twarz. Już nie mogłam się doczekać. Nowy rok szkolny przynosi tyle wrażeń, tyle emocji i znajomości. Na samą myśl o tym wszystkim człowiek się uśmiecha. Cudownie.
Przeszłam przez próg i przywitałam się.
- Obiad na stole - odpowiedziała mi moja mama.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Byłam strasznie głodna.
Zdjęłam brudne obuwie i wbiegłam do jadalni. Moi rodzice już tam siedzieli i czekali na mnie. Odsunęłam jedno z krzeseł i usiadłam na nim po turecku. Wzięłam talerz oraz sztućce i zaczęłam jeść.
- Smacznego - wybełkotałam z pełną buzią i jadłam dalej.
Chwilę po tym jak zjadłam, zadzwonił mój telefon. Odebrałam go.
- Halo - powiedziałam do komórki.
- Lucy? - po drugiej stronie usłyszałam głos Rose.
- Co tam, kochana?
- Mam problem... Nie wiem w co się jutro ubrać.
Nastała cisza i nagle obydwie wybuchłyśmy śmiechem. Nigdy nas nie obchodziło to, w co jesteśmy ubrane.
- No wiesz... Możesz ubrać tą śliczną, czarną sukieneczkę - naśladowałam głosem "lalunię". - Której nie masz.
Zaśmiałyśmy się.
- Już nie mogę się doczekać - mruknęła.
- Ja też. Będzie super.
- Mam nadzieję. W końcu zobaczę wszystkich znajomych.
- Może nowych też.
- Tak! Nowi są super!
- Rose - usłyszałam w tle, po drugiej stronie głos jej mamy.
- Muszę kończyć. Do jutra!
- Pa.
Rozłączyła się.
Poszłam do mojego pokoju, szeroko się uśmiechając. Odłożyłam telefon, wzięłam moją piżamę i poszłam pod prysznic. Kiedy tylko go skończyłam, wskoczyłam do łóżka i szybko zasnęłam.

Rano, jak tylko wstałam, popędziłam się przygotowywać. Zjadłam w biegu jakieś śniadanie i poszłam do szkoły.
Na miejscu przywitałam się ze wszystkimi znajomymi i ich uściskałam.
Niedługo po moim przyjściu zaczął się apel. Nie bardzo mnie obchodziło to co mówił dyrektor i cała reszta. Zajmowałam się szukaniem nowych twarzy. Wyłapałam tylko dwie dziewczyny i jednego chłopaka. Myślałam, że będzie więcej osób, ale zawiodłam się.
Po apelu dostaliśmy plan zajęć, a następnie poszłam z Rose na spacer. Jak zwykle było dużo śmiania, plotkowania itp.
W pewnym momencie miałyśmy już dość tego spacerowania, więc zatrzymałyśmy się w parku. Usiadłyśmy sobie na ławce.
Rozglądałam się dookoła, równocześnie rozmawiając z Rose. Nagle pod drzewem przed nami pojawiła się trójka ludzi. Blondyn, blondynka i brunet. Uroda dziewczyny aż onieśmielała. Chłopaki też byli przystojni. Zamyśliłam się na sekundę i szturchnęłam moją przyjaciółkę.
- Znasz ich? - szepnęłam do niej, a ona pokiwała przecząco głową.
Pierwszy raz widziałam ich w Wells. Miałam ochotę podejść do nich i spytać skąd są, ale odrobinkę mnie przerażali.
Zerknęłam na nich jeszcze raz. Cała trójka bacznie mi się przyglądała. To wyglądało strasznie. Ciarki przeszły po moim ciele.
- Chodźmy stąd - szepnęłam do Rose. Jednak ona nie reagowała. Wyglądała tak jakby była w ogóle nieobecna. Cały czas przyglądała się tej trójce. - Rose... - szturchnęłam ją.
- Ten blondyn jest mój - wyszeptała, a oni zaczęli się śmiać.
- Przestań. Chodź.
Pociągnęłam ją za rękę. Wstała niechętnie i poszłyśmy.
Na kilka godzin wstąpiłam do niej do domu żeby wszystko obgadać, a potem wyszłam.
Zapadł już zmrok, a mnie czekała ta uliczka, którą zawsze wracałam. Gdyby tylko były jakieś inne skróty... Normalnie droga do domu od Rose zajmuje mi nie więcej niż 10 minut. Jakbym nie szła skrótami, docierałabym na miejsce 30 minut później.
Szłam powoli myśląc o tej trójce z parku. Byli bardzo przerażający. Mieli jasną skórę, a ich oczy wręcz błyszczały. Najbardziej bałam się tej blondynki, wyglądała tak jakby miała ochotę mnie zjeść. Wtedy przypomniały mi się te wszystkie legendy, jakie słyszałam od wszystkich moich znajomych i sąsiadów. Tyle, że to nie mogła być prawda. Może po prostu ja mam jakąś paranoję?
Westchnęłam głęboko i starałam się o tym nie myśleć.
Weszłam w tą ciemną uliczkę, powszechnie znaną jako "uliczkę śmierci". Nie miałam pojęcia dlaczego została tak nazwana i dlaczego nikt tędy nie chodzi. Nie byłam w stanie tego zrozumieć.
Nagle poczułam na sobie czyjś wzrok. To przecież nie było możliwe. Nikogo tu nie ma. Chyba naprawdę mam paranoję, pomyślałam.
Próbowałam wyrzucić z siebie tą myśl, że jestem obserwowana. Jednak to nie było możliwe. Czułam na sobie wzrok aż do domu. Kiedy weszłam do środka, poczułam się bezpiecznie. Zamknęłam drzwi na klucz i pobiegłam wziąć gorącą kąpiel.
Moi rodzice już spali, więc postanowiłam pójść w ich ślady.
Weszłam do pokoju i zerknęłam przez okno. Przed moim domem ujrzałam trójkę ludzi. Chodzili oni wkoło. Nie byłam w stanie stwierdzić kto to jest. Nie było wystarczająco światła.
Nagle jedna z nich podniosła głowę. Wydawało mi się, że patrzy na mnie. Spojrzałam na pozostałą dwójkę. Oni także patrzyli w moją stronę.
Odbiegłam od okna i wpadłam do łóżka. Zakryłam się po uszy kołdrą i zasnęłam.
___________________________________________________
Mam nadzieję, że podoba się pierwszy rozdział. Chciałabym poznać Waszą opinię o nim :)

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE