19 stycznia 2015

WATTPAD?

Witajcie,
Chciałam Wam coś powiedzieć (o ile to ktoś czyta). Dokładnie z braku zainteresowania moimi blogami, postanowiłam założyć konto i pisać na Wattpad. To i drugie moje opowiadanie pt. "The Best And The Worst", które zmieniłam na "Who is better?", znajduję się tam. Tutaj podam linki, jeżeli ktoś byłby zainteresowany. Nie wiem czy tutaj będę cokolwiek pisać, bo jak mówiłam nikt już nie czyta moich rozdziałów. Przyznam się, że sama się o to postarałam, bo bardzo moje blogi zaniedbałam. No cóż... Wybaczcie. Czyta to ktoś w ogóle? Jeżeli tak to... Napisz komentarz na dole i powiedz mi czy dalej mam pisać na bloggerze. Tutaj podaję linki:
ZAPRASZAM 

PS Dziękuję, że ze mną byliście i czytaliście mojego bloga. Wasze komentarze zawsze wspierały mnie na duchu i pomagały cokolwiek napisać. To wszystko robiłam dla Was i tak mnie to wciągnęło, że stało się moim hobby. Uwielbiam pisać i to się stało za Waszą sprawą! Dziękuję Wam niezmiernie <3 KOCHAM WAS ♥♥♥♥♥

25 grudnia 2014

Rozdział 9

- Tak wygląda słodka zemsta - wyszeptał i uśmiechnął się łobuzersko. Wiedziałam, że skończy się to wszystko źle. Moje dłonie zaczęły się pocić, oddech przyspieszył. Wbił swoje ostre kły w moją szyję, ale nie na długo, jednak to wystarczyło żebym poczuła przeszywający ból. Przed oczami widziałam czarne plamy, każdy dźwięk stał się głuchy. Usłyszałam tylko: "Lucy, uciekaj!" i nagle zniknęło wszystko. Czarność ogarnęła świat. 

- Jacob, uważaj.
- Co z nią jest nie tak? 
- Jest mała, bezbronna. 
- Nie rozumiem, przecież jest taka jak my. 
- Mylisz się, Jacob. Ona jest człowiekiem. 
- CZŁOWIEKIEM?! JAK TO?!
- Nie słyszysz bicia jej serca? Nie słyszysz jak jej krew rozbija się o ścianki tętnic i żył? Jak spokojnie oddycha? 
- No tak. Co teraz?
- Nie możemy jej przy sobie trzymać. Nie będzie z nami bezpieczna. 
- Co chcesz zrobić? 
- Rozmawiałam z ojcem. Znaleźliśmy rodzinę o takim samym nazwisku. 
- Tak po prostu ją oddacie?
- Nie mamy wyjścia. Robimy to dla niej. 

- Lucy, błagam. Bądź silna. Dasz radę. Proszę - usłyszałam nerwowy głos brata.
Otworzyłam oczy. Zobaczyłam go. Uśmiechnęłam się. Nagle ból zaczął rozdzierać moje ciało. Krzyczałam. Płakałam. Nie wiedziałam co się dzieje, co mam robić. Nie mogłam się ruszać. Pojawiło się nade mną kilku lekarzy. Poczułam na prawdę delikatne ukłucie. 
- Podaliśmy lek przeciwbólowy. 
Usłyszałam to, a jednak ból nie ustępował, wręcz przeciwnie, ciągle się nasilał. Zacisnęłam powieki. Krzyczałam dalej, ale coraz głośniej. Znów poczułam delikatne ukłucie. Tym razem osłabiło mnie to. Nie mogłam krzyczeć, nie potrafiłam. Z oczu leciały mi tylko łzy. 
- Dziękuję - powiedział Jacob i pochylił się nade mną. Położył dłoń na moim policzku. Spojrzałam na niego, ciągle płacząc. Jego skóra była okropnie blada. Jego klatka piersiowa nie ruszała się. Przerażało mnie to. Chciałam go spytać co się dzieje, ale nie mogłam. Uchyliłam tylko usta, a żaden dźwięk się nie wydobył. Do tego ból nadal nie ustępował. Zdobyłam odrobinę sił i złapałam się dłoniom za szyję. Była ona strasznie twarda. Z oczu Jacob'a wypłynęło kilka łez. Chwycił mnie za rękę. 
- Będzie dobrze. Zobaczysz - wyszeptał. 
Wyraźnie się o mnie martwił. Można powiedzieć, że nawet się bał i to bardzo. Po chwili pojawiły się przy nim dwie osoby. Kobieta i mężczyzna. Nie widziałam ich przedtem nigdy w życiu, ale mimo to wydawało mi się, że ich znam. Czułam jakbym spędziła z nimi mnóstwo czasu. A ta kobieta... To ją widziałam w śnie. To ona mówiła, że nie mogą jej przy sobie trzymać. Tylko kogo? Do tego imię Jacob. Albo miałam na prawdę dziwny sen, albo podczas mojej "nieobecności" przypomniał mi się moment z dzieciństwa. Trudno było mi to zrozumieć. Obydwoje patrzyli na mnie z taką troską. Wyglądali lepiej niż Jacob, ale też bardzo się bali. 
Kobieta uśmiechnęła się. Pogładziła dłonią mój policzek. Poczułam bardzo przyjemny zapach. Co dziwne, już go kiedyś czułam. 
- Uratujemy Cię, obiecuję - szepnęła i pocałowała mnie w czoło. Położyła dłoń na moim sercu. Ból osłabł. Zamknęłam oczy i zasnęłam. 
_________________________________________________
Znów długa nieobecność na blogu. Ten rozdział napisałam chyba dla siebie. Nikt już tego nie czyta. To pewnie dlatego, że tak to wszystko zaniedbałam. Napisałam dziś na szybko rozdział. Mam nadzieję, że wrócicie do czytania go i komentowania, bo tylko dlatego kiedykolwiek coś pisałam. Jeżeli czytają to tylko dwie osoby, to chyba nie ma sensu tego dalej ciągnąć i nie będę już pisać. Tak mi się wydaje. Potrzebuję prawdziwej motywacji, a motywacją są ludzie, którzy czytają mojego bloga z przyjemnością. Dla takich ludzi właśnie się pisze, ale jeżeli nie ma nikogo takiego to nie ma sensu prowadzić tego bloga. Poczekam chwilę, jeżeli będą zmiany to zostanę, jeżeli nie, to przykro mi. 

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE

22 sierpnia 2014

Rozdział 8

Czułam miłe ciepło na moim ciele, a do moich oczu próbowało się wedrzeć światło. Otworzyłam pomału powieki i zobaczyłam mój pokój. Zdziwiło mnie to, że nagle znalazłam się u siebie, a niedawno byłam jeszcze u mojego brata. Byłam zaskoczona całą tą sytuacją. Próbowałam sobie przypomnieć, co tak naprawdę wydarzyło się wczoraj. W mojej głowie krążył widok zaopatrzonej w Jacoba Juliet. Widać było, że dziewczyna jest w nim zakochana. Próbowałam sobie przypomnieć, co wydarzyło się potem, jednak na darmo. Niestety obraz był zamazany. Nic nie pamiętałam, jakby ktoś wymazał go z mojej pamięci. Wstałam pomału z łóżka i ruszyłam do kuchni. Zobaczyłam tam moich "rodziców". Zbadałam ich wzrokiem. Nie odezwali się ani słowem, kiedy mnie zauważyli. Wróciłam do pokoju. Wzięłam moją torebkę i poszłam do Rose.
- Cześć, piękna - usłyszałam, kiedy byłam w drodze do mojej przyjaciółki. Odwróciłam się i ujrzałam Mark'a.
- Cześć - mruknęłam pod nosem.
- Coś chyba nie w humorze, prawda?
- Wszystko w porządku.
Uśmiechnęłam się.
- Jasne, jasne - prychnął. - Chodźmy do mnie i wszystko mi opowiesz.
Zawahałam się, ale ostatecznie się zgodziłam. Poszliśmy do jego samochodu. Otworzył drzwi pasażera, wsiadłam i je zamknął. Jechaliśmy dość długo. W pewnej chwili skończyły się domy. Wszędzie było pusto. Jedynie kilka drzew i krzewy. Nagle skręciliśmy. Droga była kamienista.
- Nie przeszkadza ci, że tak długo jedziesz? - spytałam.
- Zazwyczaj w domu jestem w ciągu 10 minut - uśmiechnął się łobuzersko. - Ale z tobą nie będę jechać szybko.
Pocałował mnie w policzek.
- Jak szybko jeździsz?
- O tak...
Przyspieszył. Jechaliśmy ponad 200 km/h.
- Zwolnij. Błagam - szepnęłam z przerażeniem w głosie.
Gwałtownie się zatrzymał. Po lewej znajdował się ogromny dom. Mark wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi. Weszliśmy do środka. Moim oczom ukazało się wnętrze podobne do takiego jak miał Jacob.
- Chodź - złapał mnie za rękę.
Usiedliśmy na kanapie w salonie. Wystrój był bardzo nowoczesny, ale ciemny.
- Opowiadaj - uśmiechnął się.
- Dowiedziałam się niedawno, że całe życie byłam oszukiwana i nigdy nie znałam moich rodziców.
W oczach stanęły mi łzy.
- To straszne - przytulił mnie. - Nie przejmuj się, wszystko się ułoży.
Badał mnie cały czas wzrokiem. Nagle zbliżył się i szepnął:
- Jesteś strasznie pociągająca.
Przygryzł dolną wargę i pocałował mnie namiętnie. Przypomniała mi się sytuacja ze szkoły. Całował mnie tak samo jak wtedy. Włożył swoją rękę pod moją koszulkę, a potem przeniósł ją na plecy. Było to bardzo przyjemne. Nie wiedziałam nawet, kiedy zaczął mi się tak strasznie podobać. Pojawiał się zawsze jak coś mnie przytłaczało. Pocieszał mnie, a w sumie nie znałam go długo.
Odsunął się ode mnie i uśmiechnął zadziornie. Pocałował mnie w czubek nosa i podniósł. Zaniósł mnie gdzieś. Rozejrzałam się. Była to sypialnia. Znów zaczął mnie całować. Chłopak jeździł dłońmi po moim ciele. Nagle przeniósł swoje usta na moją szyję. Zaczął składać na niej delikatne pocałunki. Czułam wielką przyjemność.
- Kochasz mnie? - szepnął.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie powiedziałam nic.
- Chcesz być moja? Na zawsze?
Słowa "na zawsze" przeraziły mnie. Nie odpowiedziałam.
- Wierzysz w wampiry?
Spojrzał mi prosto w oczy.
- Nie - odpowiedziałam.
- To szkoda - mruknął. - Powinnaś zacząć.
Jego dwa przednie zęby zamieniły się w kły. Uśmiechnął się cwaniacko. Byłam przerażona. Próbowałam odsunąć go od siebie, ale był za silny i nie pozwolił mi tego zrobić. W sekundzie przypomniało mi się co widziałam u Juliet. Popatrzyłam na niego.
- Nie rób mi krzywdy, proszę - szepnęłam.
Nie usłyszałam odpowiedzi. Chłopak patrzył na mnie łapczywie. Czułam jak moje serce przyspieszyło, a strach ogarniał moje ciało. Nie wiedziałam co mam robić.
____________________________
Pół roku nie pisałam żadnego rozdziału. Stwierdziłam, że trzeba to w końcu zrobić. Wiem, że krótki, ale ważne, że jest. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Przepraszam za moją nieobecność. Postaram się ją nadrobić w najbliższym czasie.

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE

26 lutego 2014

Rozdział 7

Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam Jacob'a, a po chwili idącą w naszą stronę Rose. Dziewczyna trzymała dłoń przy szyi, a po jej dekolcie spływała mocno czerwona krew. Przestraszyłam się, nie miałam pojęcia co się wydarzyło. Po chwili mój brat wstał i podszedł do mojej przyjaciółki. Popatrzył jej w oczy, coś wyszeptał, ona kiwnęła głową i odeszła. Jacob zwrócił swój wzrok na mnie. Przekrzywił usta i wziął głęboki oddech. 
- Jak się czujesz? 
- Dobrze. Co się wczoraj stało? - spytałam niepewnie. 
- Nic takiego.
Powiedział to spokojnie, jednak w jego głosie wyczułam lekkie zdenerwowanie. Chłopak odwrócił się i patrzył w jeden punkt. 
Dopiero po chwili zauważyłam, że nie jestem ani u siebie, ani u Rose. Pomieszczenie, w którym się znajdowałam było mi całkowicie obce. Rozglądnęłam się dookoła. Zdecydowanie była to sypialnia. Pokój był dość duży i mroczny. Ściany były czarne, miejscami zdobione czerwonymi plamkami. Na środku, przy ścianie stało wielkie, metalowe łóżko, a po bokach znajdowały się czarne stoliczki. Po lewej stronie był ogromny regał na książki. Po prawej stronie stała drewniana komoda. Na suficie wisiał stary, ciemny żyrandol. Najbardziej przykuło moją uwagę to, że nie widziałam tutaj żadnego okna, w pomieszczeniu panował półmrok. Jedyne światło padało od małych lampek nocnych, które stały na stoliczkach. 
Pokój odrobinę mnie przerażał, ale był także tajemniczy. 
Nagle poczułam na mojej nodze dotyk, ciarki mnie przeszły. Zerknęłam na Jacob'a. Patrzył na mnie z troską i zmartwieniem. 
- Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze.
Pogładził moją dłoń, wstał, uśmiechnął się delikatnie i odszedł. 
Wyszłam z łóżka i poszłam za nim. Otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się niemały dom. Cały był urządzony tak jak tamta sypialnia. Pierwsze co rzucało się w oczy, to długie schody prowadzące do salonu. Na ścianach wisiały ogromne obrazy. W wystroju dominowały rzeczy drewniane i ciemne. 
Szukałam wzrokiem mojego brata, jednak nie znalazłam go. Położyłam dłoń na barierce od schodów i zaczęłam pomału schodzić na dół, przyglądając się wszystkiemu, co mnie otaczało. Po chwili znalazłam się w salonie. Byłam zachwycona i przerażona tym, co widziałam. Wystrój zapierał dech w piersiach swoją tajemniczością. 
- Lucy... - usłyszałam za sobą. 
Podskoczyłam ze strachu, a moje serce zaczęło walić jak oszalałe. Odwróciłam się, a za sobą ujrzałam Jacob'a. 
- Chcesz żebym zawału dostała?! - krzyknęłam. - Nie skradaj się tak! 
Chłopak zachichotał i uśmiechnął się. 
- Głodna? 
Kiwnęłam twierdząco głową i poszłam za Jacob'em. Znaleźliśmy się w kuchni, a obok była jadalnia z wielkim stołem. Pierwszy raz zobaczyłam tutaj okna. 
- Chodź - pociągnął mnie za sobą chłopak. Usiedliśmy razem przy stole. 
- Dość ciekawy dom - wypaliłam. 
Chłopak się zaśmiał. 
- Dzięki - popatrzył się na mnie szeroko się uśmiechając. - O! Mamy gości! - krzyknął radośnie spoglądając w stronę wejścia. 
Po chwili w jadalni pojawiła się blondynka i brunet. Dziewczyna przyglądnęła się Jacob'owi i przygryzła dolną wargę. 
- Cześć - powiedziała cała trójka jednocześnie. 
- Lucy - pisnęła blondynka. 
- Juliet - szepnął poważnie Jacob. Dziewczyna uśmiechnęła się szyderczo. - Daj jej spokój. 
- Jasne - odeszła. 
- Jestem Chris - uśmiechnął się do mnie. 
Poszliśmy wszyscy do salonu. Po chwili jednak zrobiłam się śpiąca i poszłam do sypialni. Rozglądnęłam się jeszcze raz po pomieszczeniu. W moje oczy rzucił się pewien pierścionek, który leżał na zeszycie. Ruszyłam w tamtą stronę. Wzięłam pierścionek do ręki. Sekundę później obok mnie pojawił się Jacob. 
- To moje - wyszeptał i zabrał biżuterię z mojej dłoni. 
- Skąd go masz? 
- Zapowiada się kolejne opowiadanie.
Uśmiechnęłam się szeroko. 
- Proszę. 
- Później. Chodź do nas. 
Kiwnęłam twierdząco głową i poszłam razem z nim. 
Wszyscy siedzieliśmy na sofie w salonie. W pewnym momencie Juliet zaczęła flirtować z Jacob'em, czego on wyraźnie nie zauważał. W pewnym momencie dziewczyna go przytuliła i pocałowała w policzek. Rozchyliła delikatnie usta. 
Nie rozumiałam dlaczego on jej się tak podoba i lubi go przytulać i całować. Nic nadzwyczajnego. 
Nadal ją obserwowałam. Oblizała usta. Jedna rzecz przykuła moją uwagę, jej zęby. Postanowiłam im się bardziej przyglądnąć, póki jej usta były rozchylone. 
Uzębienie Juliet zaostrzyło się. Z prostych zwykłych zębów, stały się kłami. Moje serce zaczęło walić jak szalone. Widok wampirzych kłów, jakie miała dziewczyna, na prawdę mnie wystraszył. 
Jacob i Chris spojrzeli na mnie, a potem na blondynkę. 
- Juliet! - wrzasnęli jednocześnie. Dziewczyna była zdezorientowana. 
Właśnie przeżyłam szok. Te wszystkie legendy... one mówiły prawdę. Wampiry i te wszystkie inne stworzenia. Chyba, że to jeden wielki żart i chcą mnie nabrać? 
Spojrzałam na mojego brata. 
- Lucy... To... Ona... 
Nagle straciłam przytomność, znowu. 
______________________________________
Przepraszam, że długo nie było żadnego rozdziału, ale nie bardzo mam czas. Chciałam usunąć bloga z tego powodu, a także dlatego, że pod poprzednim postem tylko dwie osoby dodały komentarze. Mimo wszystko postanowiłam się nie poddawać i napisałam coś z nadzieją, że dodacie więcej komentarzy z Waszymi szczerymi opiniami. Mam wrażenie, że piszę bez sensu, ale to nic. 
Dziękuję osobie, która dodała komentarz pod postem z informacją o zawieszeniu bloga. Treść komentarza: Nie koncz tego. Po co zaczynasz skoro zaraz konczysz? Non sens. Pisz dalej bo masz talent :). 
To na prawdę mnie zmotywowało i doszło do mnie, że do czegoś się zobowiązałam tworząc tego bloga. Więc... 
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE

14 lutego 2014

Rozdział 6


Wolnym krokiem poszłam do moich rodziców. Kiedy ich zobaczyłam moje serce zaczęło przyspieszać. Za niedługo miałam się dowiedzieć o tym, że to nie moja rodzina, a to wszystko to jedno wielkie kłamstwo. Bałam się poznać prawdy, ale stwierdziłam, że zaryzykuję. 
Wzięłam głęboki oddech. 
- Hej, Lucy - uśmiechnęła się do mnie kobieta, której nie mogłam nazwać moją matką. 
- Chciałabym z wami porozmawiać - wyszeptałam, starając się żeby mój głos się nie załamał. 
- O czym, kochanie? 
Wzięłam głęboki oddech.
- Co się dzieje? - spytał mój "ojciec". 
Zacisnęłam mocno powieki. Łzy same cisnęły mi się do oczu. Czułam, że zaraz rzucę się do ucieczki. 
- Czy wy... Jesteście moimi rodzicami? 
Wyszeptałam to najciszej jak mogłam. Na ich twarzach pojawiło się zmieszanie. Przygryzłam dolną wargę i spojrzałam na nich. 
- Dlaczego pytasz? 
- Był u mnie mój brat. 
Nastało milczenie. 
Czekałam niecierpliwie na odpowiedź. Moi "rodzice" zerknęli na siebie. W ich oczach było widać strach. Zacisnęłam dłonie w pięści. 
- Tak czy nie? - podniosłam głos. 
- No... kochanie - zaczął mężczyzna. 
Popatrzyłam na nich wyczekując odpowiedzi. 
- Nie - dokończyła kobieta. 
- Aha. 
Odpowiedziałam i poszłam do pokoju. Wściekłość i smutek opanowało moje ciało. 
Wyciągnęłam spod łóżka moją walizkę i wrzucałam do niej moje ubrania. 
- Lucy? - szepnęła Rose. - Co ty robisz? 
Nie przerywałam czynności. 
- Lucy? - powtórzyła moja przyjaciółka. 
Po kilku minutach byłam już spakowana. 
- Mogę zamieszkać z tobą? - wybełkotałam przez łzy. 
- Lucy...
Rose mocno mnie przytuliła. 
- Okłamali mnie. Nie chcę mieszkać z takimi kłamcami, którzy podawali się za moich rodziców. Nie chce! Nienawidzę ich! 
Zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Wtuliłam się w przyjaciółkę. 
- Możesz - wyszeptała. 
Długo roniłam łzy w jej ramionach. Kiedy nareszcie się uspokoiłam, podziękowałam jej i zmierzyłyśmy w stronę wyjścia. 
W pewnym momencie dorośli mnie zobaczyli. 
- Lucy! - krzyknęli równocześnie. 
- Nie mam zamiar z wami mieszkać - odpowiedziałam. - Nie chcę się zadawać z takimi kłamcami jak wy. Jesteście beznadziejni. Żegnam. 
Otworzyłam drzwi, wyszłam z Rose i trzasnęłam nimi. Ostatni raz usłyszałam jeszcze moje imię. Potem oddalałam się coraz bardziej. 
Po niedługiej chwili byłyśmy już u niej w domu. Jej mama przyjęła mnie z uśmiechem. Ciągle mówiła, że bardzo mi współczuje. 
Matka Rose była wspaniałą kobietą. Podczas nieobecności moich rodziców, zawsze z chęcią się mną zajmowała. Dostawałam od niej różnego rodzaju słodycze. Moje wizyty u nich w domu były codziennością, a nikomu to nie przeszkadzało. Nigdy nie miała do mnie pretensji nawet, jak zniszczyłam jej najcenniejszy wazon. Nie krzyczała. Uśmiechnęła się i posprzątała kawałki szkła. Miałam nadzieję, że moja prawdziwa mama jest taka sama. 
Rozgościłam się odrobinę, a potem Rose zaproponowała spacer. Wróciłam myślami do wakacji. Wtedy codziennie gdzieś razem wychodziłyśmy. Od początku roku, poza szkołą, widziałam się z nią tylko raz. Brakowało mi tego. 
Na wakacjach spotykałam się z Rose rano o 8, a do domu wracałam przed północą. Zawsze znalazłyśmy coś, czym zabiłybyśmy nudę. Raz poszłyśmy do galerii na wielkie zakupy. Innym razem wybrałyśmy się na długi spacer. Pamiętam też, jak poszłyśmy razem do skate parku. Razem z kolegami uczyłyśmy się jeździć na deskorolce. Towarzyszyło nam dużo śmiechu. Te dni spędzone były cudownie. Codziennie nowe wrażenia i coraz większa dawka śmiechu. Teraz wygląda to inaczej. Bardzo przejęłam się Jacob'em i Mark'iem. Tak, że zapomniałam o mojej przyjaciółce. Dziewczynie, która ze mną była odkąd pamiętam. Zawsze mnie pocieszała, to ona sprawiała, że na mojej twarzy gościł uśmiech i najważniejsze... Tylko ona jest taka jak ja. Spotkało mnie wielkie szczęście. Dziękowałam za to, że ją poznałam. 
Uśmiechnęłam się delikatnie do Rose. 
- Cieszę się, że jesteś - wyszeptałam i ją przytuliłam. Dziewczyna odwzajemniła uścisk. 
Pożegnałyśmy się z mamą mojej przyjaciółki i poszłyśmy na spacer. Zdążył już zapaść zmrok i ledwo było coś widać. Jedyne światło rzucały latarnie. Nie wiele to zmieniało, lecz sprawiało, że stawało się odrobinę jaśniej. Kiedy ktoś szedł, w oczy rzucała się tylko sylwetka, nic więcej. 
Idąc i rozmawiając z Rose, nagle zauważyłam cztery osoby, które wyłoniły się zza zakrętu. Do moich uszu nie dotarły żadne głosy, oprócz mojej przyjaciółki. Przyglądałam się im. Twarze nie były widoczne. 
Po chwili usłyszałam łapczywe: "Lucy" i poczułam upadek. Zaraz po tym usłyszałam głos Jacob'a. Wykrzyczał słowa: "zostaw ją, Butler!", a potem nie słyszałam już nic. Wydawało mi się, że straciłam przytomność. Nie wiedziałam co się stało. 
______________________________________
Przepraszam za opóźniony 6 rozdział. Starałam się go dodać już w poniedziałek, ale szkoła nie pozwoliła mi na to. Przepraszam, za spóźnienie. Mimo wszystko mam nadzieję, że się podoba.

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE